We Francji każdy poranek zaczyna się skrzypnięciem okiennic.
Przecierając zaspane oczy w całkowitej ciemności trzeba zwlec się z łóżka, na zimnej podłodze stopami wymacać kapcie, doczłapać do okna, otworzyć je i odryglować okiennice. Za nimi niecierpliwie czeka Nowy Dzień, jeszcze ciągle jest tajemnicą, ale wystarczy leciutko pchnąć drewniane volets, żeby na własnej skórze przekonać się, czy przypadkiem nie pada. O, sąsiadka z naprzeciwka też już wstała, ma niebieską koszulę nocną, dzień dobry, pani Dubois!
Poranne otwieranie okiennic jest jak uroczyste przecinanie wstęgi: oto jest, proszę Państwa, stoi tu przed nami, całkiem nowy, pełen szans i nadziei, gotowy do użytku, Nowy Dzień! Zamiast braw, stukot drewnianych okiennic o kamienne mury. Taki zbiorowy codzienny rytuał uroczystego otwierania Księgi Życia.
Gdy zapada zmierzch, okiennice zamykają się jedne po drugich, zamykają się oczy ludzi zwiniętych w kłębek na wyprasowanych prześcieradłach. Świat został za okiennicami, poczeka do jutra.
Piękne zdjęcie! I jeszcze wspanialszy, poetycki opis!
OdpowiedzUsuń:) lubię okiennice
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcie, ja tez lubię te francuskie okiennice:)
OdpowiedzUsuń