Punktem honoru każdego francuskiego miasta jest posiadanie własnego muzeum, nie ważne jakiego: pierwszej wojny światowej albo drugiej, sztuk pięknych albo historii naturalnej, ceramiki albo kowalstwa, lotnictwa, albo chociaż kolei wąskotorowej. Podróżując po Francji trudno nie natknąć się na te wszechobecne ''świątynie pamięci'' i kiedy trafia się do miasta liczącego co najmniej 20 tysięcy mieszkańców, można być pewnym, że miasto to będzie miało swoje całkiem przyzwoite muzeum. I co więcej, naprawdę warto się w nim zatrzymać.
I tak na przykład w Douai, mieście nieco większym, niż moje rodzinne Czechowice-Dziedzice, w budynku, w którym przed Rewolucją miał siedzibę zakon Chartreux, mieści się dziś muzeum sztuk pięknych. Kilkanaście pięknie odremontowanych sal ze skrzypiącym parkietem, a w nich takie perełki, jak wczesnorenesansowe malarstwo włoskie i hiszpańskie, Veronese, Courbet, Renoir, Pissaro, czy zapierający dech świeżością kolorów swoich dziewięciu obrazów poliptyk z Anchin Jeana Bellegambe. W białej nawie byłego kościoła znalazła schronienie kolekcja dziewiętnastowiecznej rzeźby, jest nawet jedna statuetka Rodina, a w bocznych kaplicach można zobaczyć przedmioty średniowiecznego kultu religijnego - relikwiarze ze złotymi wieżyczkami, pożółkłe manuskrypty z oprawami z rzeźbionego alabastru, wysadzane klejnotami kielichy, pastorał ze świętym Michałem przebijającym serce smoka. Na krużgankach ekspozycja czasowa - ponad pięćdziesiąt płócien impresjonisty Henri Martin.
I choć to niedzielne słoneczne popołudnie, w sali z malarstwem średniowiecznym nie jesteśmy sami - grupka dziesięciolatków podbiega do poliptyku z Anchin i staje przed nim z otwartymi buziami. W rękach mają malutkie książeczki z zagadkami, które dostali jako dodatek do biletów - odpowiedzi należy szukać w zbiorach muzeum. Kilkunastu dorosłych w ciszy wsłuchuje się w audioguide - urządzonka wielkości telefonu komórkowego, na których w kilku językach są nagrane komentarze do prawie wszystkich wyeksponowanych dzieł. Wystarczy wstukać odpowiedni numerek i na podkładzie muzyki z adekwatnej epoki miły głos w prostych słowach wprowadzi nas w meandry średniowiecznych technik malarskich, opowie o symbolice flamandzkich płócien i tajnych stowarzyszeniach z początku dwudziestego wieku.
Największy sukces francuskich muzeów polega na tym, że nie są one nudne, ani dla dzieci, ani dla dorosłych. Nie ma filcowych kapci, unoszącego się w powietrzu zapachu stęchlizny i pasty do podłogi, nieczytelnych tabliczek pod niezrozumiałymi obrazami, a pani strażniczka nie zachowuje się jak żandarm, tylko z życzliwym uśmiechem odpowiada na najbardziej nawet niedorzeczne pytania. Dostępność i przystępność kultury są czymś tak oczywistym i całkowicie naturalnym, że nikogo nie dziwi, iż przeciętna rodzina od czasu do czasu po niedzielnym obiedzie, zamiast siedzieć przed telewizorem, wpada na pomysł wspólnego wyjścia do muzeum. I dlatego właśnie lubię Francję.
Niesamowite, ze napisalas o Chartreuse w Douai, w ogole niesamowite, ze napisalas o Douai. Sklonilas mnie do reakcji, inaczej pozostalabym anonimowym czytelnikiem Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńOtoz na jednym z dziedzincow muzeum stoi lustrzana kostka Daniela Burena-Czerwona Chatka z luster. Jest niesamowitym zjawiskiem w centrum tego klasycznego muzeum. Mozna do niej wchodzic, wychodzic, obchodzic. Elewacja muzeum odbija sie w lustrzanych scianach, tworzac wrazenie nieskonczonosci, jednosci... Bardzo ciekawe :-)
Rodzinne wyjscia do miejsc kultury we FR sa bardzo wspierane, duzo sie robi w tym celu. Odkrylam to, od kiedy mam moja rodzine ;-)
Dodatkowym bodzcem do poznawania kultury jest calkowicie bezplatny wstep do niektorych panstwowych muzeow. Akcja ma trwac chyba do czerwca , o ile sie nie myle...
Czemu jeszcze pouszyl mnie temat Douai ? Przez ponad rok bylam zwiazana z tym miastem , ze tak powiem szpitalnymi wiezami :-)
Pozdrawiam, Magda.
Zakon Chartreux = Kartuzi ;)
OdpowiedzUsuńWitaj Magdo, miło mi bardzo, że wstępujesz czasem na mojego bloga :) Piszę o miejscach, które znam osobiście i które lubię - Douai na pewno zasługuje na uwagę, poza muzeum ma też przepiękny ratusz, o którym pewno jeszcze kiedyś napiszę. Ten straszny Noooooord wcale nie jest taki straszny! Co do "Cabane rouge aux miroirs'' Burena, to niestety dziedziniec, na którym się ona znajduje, był zamknięty i mogłam jedynie ją zobaczyć przez okna. A tak przy okazji - obecność sztuki współczesnej w przestrzeni publicznej to jeszcze jeden powód, dla którego lubię Francję.
OdpowiedzUsuńPak: bardzo dziękuję za informację, całe życie się człowiek uczy! Pozdrawiam!