Pod koniec kwietnia do pikardyjskich lasów wchodzi się szeptem i na paluszkach. Każdy krok jest jak świętokradztwo, pod stopami chrzęszczą soczyste zielenią łodygi. Nastał czas leśnych hiacyntów, na kilka dni rozpostarły swój niekończący się fioletowy dywan, jak uwięziony w malutkich dzwoneczkach na krótką chwilkę kawałek nieba.
Leśne hiacynty pachną światłem, miłością i budzącym się życiem. Ich zapach wypełnia cały las, odurza, mąci w głowie, uszczęśliwia. Aż ma się ochotę nabrać go w płuca do pełna i już nigdy nie wypuścić.
Ale piękne!
OdpowiedzUsuńCudne:) Faktycznie jak małe dzwoneczki, albo jak czapeczki dla elfów:)
OdpowiedzUsuńKochana, masz u mnie na blogu kilka słów do Ciebie
OdpowiedzUsuń