środa, 29 kwietnia 2009

Bourguignon-sous-Montbavin: Cmentarzysko


Niektóre samochody powinny być wpisywane do rejestru zabytków. Są częścią historii, kultury, równie znane, jak repliki z kultowych filmów, pięne, jak dzieła sztuki, zapisane w zbiorowej podświadomości pogrubioną czcionką. Taki właśnie jest Citroën 2CV, słynne deux chevaux - dwa konie, które podbiły serca Francuzów sześćdziesiąt lat temu.

Pierre Jules Boulanger w latach trzydziestych zaczął prace nad konstrukcją samochodu, który byłby dostępny dla wszystkich. Jak mawiał o nim jego pomysłodawca, miał to być samochód, który mógłby przewozić cztery osoby i 50 kilogramów ziemniaków lub beczkę, z maksymalną prędkością 60 km/h, który spalałby 3 litry na 100 km, był tani w utrzymaniu i sprzedawany po cenie trzy razy niższej niż inne samochody dostępne na rynku. Niestety wojna przerwała prace nad tym niezwykle tajnym projektem pod kryptonimem TPV - tres petite voiture
, czyli bardzo mały samochód i pierwsze 2CV zjechały z taśmy dopiero w 1949 roku.

Och, był to zaiste cud techniki: silnik z dwoma cylindrami o pojemności 375 cm³ chłodzony powietrzem, trzy biegi i wsteczny, wycieraczki poruszane przez licznik prędkości, przednie drzwi otwierane do tyłu. Przy montażu użyto tylko jednego rodzaju śrub i wystarczyło ich odkręcić cztery, żeby wyjąć silnik. W drzwiach nie było zamków, a jako ochronę przed kradzieżą zalecano przypięcie kierownicy do stelaża siedzenia kierowcy solidnym łańcuchem i zamknięcie go na kłódkę. Był to samochód, który każdy mógł pojąć, rozkręcić jednym śrubokrętem na części pierwsze, zastąpić pasek klinowy pożyczoną od pasażerki pończochą i pomknąć dalej zostawiając za sobą chmurę spalin. Początkowo 2 CV były dostępne wyłącznie w jednym kolorze: szarym jak gołąbek.

Malutki niezniszczalny samochodzik szybko został zaadoptowany przez wszystkich, od rolnika po zakonnicę. Stał się symbolem wolności, wakacji, wiary w lepsze jutro i niczym nie ograniczonych możliwości. I nie ma takiego Francuza, który by nie znał jakiegoś Citroëna 2CV osobiście, nie ma francuskiego filmu z lat pięćdziesiątych, gdzie 2CV nie grałby jednej z głównych ról, nie ma takiego parkingu, na którym 2CV by się nie zatrzymał. Był to samochód, który stał się pełnoprawnym członkiem francuskich rodzin, o którym opowiada się legendy, pokazuje dzieciom zdjęcia.

Ostatni 2CV zjechał z taśmy 27 lipca 1990 roku. Nagle okazało się, że świat przyspieszył i że 60 km/h już nie wystarcza, że blaszana karoseria rdzewieje, że pianka w siedzeniach jest za twarda, że jednak zamek w drzwiach, dobry alarm i blokada kierownicy są niezbędne, że okrągłe reflektory wyszły z mody i że żeby się podobać trzeba mieć dziś skośne oczy.

Niektóre 2CV miały szczęście, zakochani właściciele fundują im coraz to nowsze operacje plastyczne, liftingi, silikonowe wkładki, rozruszniki serca. Te, dla których w nowoczesnym świecie zabrakło miejsca, odchodzą, jak stare słonie, na dobrze ukryte cmentarzyska. Zasypiają w ciszy niepotrzebne nikomu.

8 komentarzy :

  1. Kaczuszka 2 CV jest tak brzydka, że aż piękna. Ona, Fiat 500 we Włoszech, Mini na Wyspach czy Garbus w Niemczech to symbole. Zgadzam się z Tobą. Po czasie widać, że nie były tylko samochodami, ale i składowymi kultury i, jakby to wzniośle nie zabrzmiało, tożsamości narodowej. Pewno i stąd wszelkie próby nowych odświeżanych wersji aut naprawdę kultowych.

    OdpowiedzUsuń
  2. I jeszcze Syrenka, Trabant i Maluch. Czy któryś ze współczesnych modeli ma szansę na taką ponadczasowość? Może Twingo?

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś liczyłem na Forda Ka, a dziś bym postawił na Fiata 500. A co do Syrenki, to ostatnio spotkałem na trasie taką zadbaną i...zaczęła mi odjeżdżać! Piękne aerodynamiczne auto.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przejmujące zdjęcie! Jak zwykle wspaniały poetyczny opis!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Że lubię historię techniki, to czasem podczytuję miłośników starych samochodów. I tak, samochód, który ma 25 czy 30 lat już się liczy jako zabytek. Oczywiście, nie każdy tak samo, ale też prawie każdy model znajdzie sobie właściciela ze wspomnieniami. 2CV to dobry przykład.

    Co do liftingów -- niby można, ale prawdziwy miłośnik starych samochodów postara się "zrekonstruować" swój egzemplarz tak, by był jak najbardziej autentyczny -- wyposażenie musi się zgadzać z tym, co robiła fabryka w roku wypuszczenia danego egzemplarza. Autko powinno być sprawne, ale unowocześnienia są zasadniczo źle widziane.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla jednych jest to kupa złomu, dla drugich obiekt wart wydania każdych pieniędzy, żeby z powrotem przywrócić go na drogi. Tylko prawdziwi fani motoryzacji są zdolni do poświęceń, bo i oni znają się na rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń