sobota, 17 stycznia 2009

Hospices de Beaune: Święty Eloi


Nie tak łatwo się domyślić, dlaczego na kilimie, który blada Guigone z wydepilowanym czołem ofiarowała szpitalowi w Beaune, święty Eloi prowadzi konia z obciętą nogą.

Historia ta wydarzyła się, kiedy święty Eloi nie był jeszcze ani świętym, ani patronem rzemieślników posługujących się młotkiem, ani nawet biskupem Noyon. Eloi był kowalem, nawet podobno całkiem dobrym kowalem, bo z daleka do niego konie do podkucia prowadzili. Któregoś dnia w przypływie zadowolenia z siebie wywiesił na drzwiach kuźni taki oto szyld:

Eloi. Mistrz nad mistrzami. Mistrz wszystkiego.


Spojrzał Pan Jezus z nieba na drewnianą tabliczkę, w głowę się podrapał i pomyślał sobie, że przydałaby się Eloi jakaś drobna lekcja pokory, bo z tym Mistrzem wszystkiego to już trochę przeholował. Zdjął więc Pan Jezus swój królewski płaszcz, przebrał się za prostego parobka i kazał się świętemu Jerzemu do kuźni na koniu zawieźć.

Otwiera Eloi wrota, a tu dwóch podróżnych z białym rumakiem przed nimi stoi. Jeden dostojnie odziany prosi, żeby mu konia podkuć, a drugi w łachmanach pyta, czy by się tu do pracy nie mógł zaciągnąć.
- Pracować byś chciał u mnie? A co potrafisz robić?
- Umiem podkowy kuć i konie podkuwać jak najlepsi w tym fachu.
- No to co powiesz o tej podkowie, co ją właśnie wykułem?
- Całkiem niezła... ale można lepiej.
Nie czekając, Pan Jezus złapał za młot, postukał w kowadło i piękniutką, równiutką, gładziutką podkowę raz dwa wykuł.
- Konia też tak dobrze umiesz podkuć?
- A nawet lepiej.
Na te słowa Pan Jezus podszedł do rumaka, co go święty Jerzy ciągle za cugle trzymał, obciął mu prawą przednią nogę, położył ją sobie spokojnie na kowadle, podkowę do niej przytwierdził, po czym przyłożył ją do końskiego kikuta, do którego natychmiast z powrotem przyrosła.
Zdenerwował się Eloi, bo co mu jakiś parobek będzie dokazywał w jego własnej kuźni.
- Phi, też mi wielkie rzeczy.
Chwycił za nóż i dalej odcinać koniowi nogę. A tu jak koń nie skoczy, jak nie zarży z bólu, jak krew nie tryśnie! Musiał mu Pan Jezus jeszcze raz tę nogę przytwierdzić, bo by się zwierzę na śmierć wykrwawiło. Eloi, upokorzony i zrezygnowany, zdjął tabliczkę z odrzwi i kowalskim młotem ją na wióry zmiażdżył, po czym pokłonił się przed tajemniczym parobkiem.
- Nie wiem ktoś ty, ale to ty jesteś mistrzem, a ja mogę być jedynie twoim sługą.
- Błogosławieni ubodzy w duchu - odpowiedział mu Pan Jezus.

Ot i cała historia.

W średniowieczu jeszcze Pan Jezus fatygował się na ziemię, potem już tylko czasem po Tatrach chodził, a dzisiaj to nam trzeba Go szukać.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz