wtorek, 20 stycznia 2009

Cateau Cambraisis: Muzeum Matisse


Kiedy w muzeum Henry Matisse w jego rodzinnym Cateau Cambraisis spaceruje się pomiędzy płótnami kolorowymi jak rysunki uśmiechniętego przedszkolaka, trudno uwierzyć, że Matisse przez wiele lat chorował na raka.

Choroba najpierw odebrała mu możliwość wyjeżdżania w zamorskie podróże, więc ubierał swoje modelki w przywiezione z dalekich krajów egzotyczne tkaniny. Później odebrała mu pędzle - skazany na wózek inwalidzki nie mógł już stać przy sztalugach, więc zaczął z kolorowego papieru wycinać nożyczkami podmorskie światy i bajkowe rośliny. W końcu przykuła go do łóżka w malutkim pokoju w Nice, który służył mu przez czterdzieści lat za atelier.

Osiemdziesiąte urodziny Henri Matisse świętował w tym właśnie łóżku otoczony przez swoich wnuczków: Jacqueline, Claude'a i Gerarda. Kiedy wyszli, zrobiło mu się tak strasznie smutno. Czuł, jak stopniowo opuszczają go siły - od kilku dni nawet nie trzymał w ręce ołówka, a przecież szkicownik leżał cały czas na nocnym stoliku. Sięgnął po stojącą pod ścianą starą wędkę, przywiązał do niej ołówek i nie wstając z łóżka zaczął kreślić niezdarne linie na białym suficie.

Tym, którzy z niedowierzaniem patrzyli później na jego dzieło, odpowiadał:
To moje wnuki. Czasami staram się sobie ich wyobrazić i kiedy mi się to uda, czuję się lepiej. No więc narysowałem ich sobie na suficie, aby zawsze ich mieć przed oczami, zwłaszcza w nocy. W ten sposób czuję się mniej samotny.

To jest właśnie ostatnia wiadomość, którą zostawił Matisse: kiedy nie ma już nic, pozostają twarze tych, których się kocha.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz