wtorek, 6 stycznia 2009

Cluny

Jest 6 stycznia roku pańskiego 911. Mróz jeszcze mocno trzyma w swoich objęciach Cluny - niewielką drewnianą osadę na południu Burgundii, choć już przez mgłę zaczynają się przebijać pierwsze promienie porannego słońca. Do bram miasteczka powoli zbliża się osobliwy korowód dwunastu zakapturzonych mężczyzn jadących na osiołkach objuczonych do granic możliwości. To mnisi żyjący według reguły świętego Benedykta, którym Wilhelm Pobożny, władca Akwitanii, oddał w posiadanie tutejsze ziemie, aby na nich zbudowali dom modlitwy.

Nawet im się nie śniło, że opactwo, które tutaj wyrośnie, przez ponad 400 lat będzie najwspanialszą budowlą chrześcijańskiej Europy, którą przyćmi dopiero w XVI wieku rzymska bazylika świętego Piotra: pięć naw długich na 187 metrów, dwa transepty i siedem wież. Nie przypuszczali braciszkowie, że ich opat będzie rządził 800 klasztorami od Hiszpanii, przez Niemcy i Czechy, aż do Polski. I że po latach potęgi nadejdzie czas nadużyć, miłości bogactwa i przepychu. I że duchowni odejdą, że zostanie ich garstka, którą wygna z romańskich murów osiemnastowieczna rewolucja. I że pięć naw, dwa transepty i pięć wież zostaną rozebrane kamień po kamieniu i sprzedane na budowę domów. Ocaleją tylko dwie wieże i jedno ramię transeptu, które i tak będą potomnych wprawiać w osłupienie.

Dwunastu zziębniętych mnichów nie ma o tym wszystkim zielonego pojęcia. Osiołkom ślizgają się kopyta na zamarzniętej ziemi.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz