czwartek, 26 listopada 2015

Pamiętniki z Martyniki. Dzień 4. Podwodne cuda.


Mam nadzieję, że nie masz lęku wysokości, będziemy latać.

W Anses d'Arlet pod wodą jest skała, stojąc na plaży w centrum miasteczka można dostrzec jej wierzchołek wystający ponad powierzcznię, przysiadają na nim mewy. Wystarczy przepłynąć jakieś 50 metrów, by się przy niej znaleźć, woda jest tak przejrzysta, że ma się wrażenie szybowania w powietrzu. W połowie drogi spotykamy olbrzymią ławicę srebrnych rybek wielkości sardynek, rozstępują się przed nami, jak jaskółki w locie, jakiś niesłyszalny sygnał nakazuje im nagle zmienić kierunek, wszystkim tysiącom w tej samej sekundzie, żadna z nich nawet nas nie dotknie. Im bliżej skały, tym więcej kolorów i po chwili znajdujemy się w prawdziwym akwarium. Wokół nas ryby o przedziwnych nazwach: anioły, rycerze, papugi, trąbki, te malutkie i całkiem spore, płaskie, nadymające okragłe brzuchy, ze szpiczastym nosem, z postrzępionymi płetwami, przechadzające się pojedynczo i w całych stadkach, jaskrawo żółte, w pomarańczowo-białe paski, tęczowe, czerwone, w kolorowe kropki, fantazja natury nie przestaje zadziwiać. Skała okazuje się nagle podwodnym ogrodem, chylą się na wietrze ukwiały, ramiona korali jak konary drzew, gąbki jak starannie przystrzyżone krzewy, kwitną rozgwiazdy. Przelatujemy nad tym wszystkim w zachwycie, zawieszeni w przestrzeni. Mocno ściskam małą dłoń, wielki to zaszyt być przewodnikiem wśród cudów doświadczanych po raz pierwszy.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz