sobota, 14 listopada 2015

Chemin des Dames


Wielka Wojna nigdy się we Francji nie skończyła, wszystkie kolejne pokolenia noszą ją w sobie jak jakąś genetyczną skazę, krąży we krwi czarną smołą strachu i wstydu. 11 listopada, jak co roku, kroki same kierują się w poszukiwaniu śladów i blizn gnane ludzką potrzebą rozumienia i poczucia sensu, uwznioślenia zwierzęcego wycia konających, które wciąż uparcie powraca leśnym echem.

Wąska wyżyna niczym długi na 26 km mur obronny łączy Laon i Soisson. Szczytem biegnie Chemin des Dames, malownicza "Droga Pań", Adelajdy i Wiktorii, córek Ludwika XV, które regularnie przejeżdżały tędy z Paryża do zamku La Bove, odwiedzić byłą guwernantkę (przy okazji także kochankę ojca...) Francoise de Chalus. Aby białe królewskie rumaki nie ubłociły sobie kopyt, drogę wybrukowano - dziś jest asfaltową szosą departamentalną 18CD.  

Wiosną 1917 r. pozycje na górze zajęli Niemcy, a Francuzi pod wodzą generała Niwelle próbowali wspiąć się na szczyt. Misja niemożliwa, skazana na porażkę, padali pod kulami jak sarny namierzone z myśliwskiej ambony. Zginęło ich tu ponad 200 tysięcy i żołnierskie piosenki mówiące o ziemi zroszonej krwią w tym przypadku nie mają nic z metafory, horror rannego ciała jest zawsze tak okrutnie rzeczywisty. Dziury po eksplozjach pocisków są jeszcze dziś doskonale widoczne pod skórą podszycia, las ciągle oddycha śmiercią. I to uporczywe pytanie o sens - podobno dorosłość jest akceptacją faktu, że po prostu czasami go nie ma. Ścieżka wspina się pod górę, gruba warstwa suchych liści kryje błotniste kałuże i wystające korzenie drzew, ślizgają się buty. Leżące w dole wioski udają, że już niczego nie pamiętają, a przecież nie wolno zapomnieć. Żadnego z 200 tysięcy.

Wszyscyśmy ocaleli z tej Wojny. Tej i kilku innych, także tych, które dopiero przeczuwamy. Ocaleliśmy nie po to, aby żyć, mamy mało czasu. Najważniejsze - i najtrudniejsze - powiedzieć o tym wszystkim naszym dzieciom.

Pamięci 13.11.2015.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz