wtorek, 24 listopada 2015

Pamiętniki z Martyniki. Dzień 2. Światło.


Blisko do równika, dzień kończy się i zaczyna zupełnie niespodziewanie. Nietrudno wstać przed świtem, gdy czeka na nas przenikające na wskroś światło zwielokrotnione w każdym liściu, jak w niekończącej się mozaice luster. Budzą się kolibry, zawisają kilka sekund nad nakrytym do śniadania stołem, machają skrzydełkami tak szybko, że nawet ich nie widać, przez moment skrzą się szmaragdowe brzuszki i już ich nie ma, zniknęły wśród kwitnącej bugenwilli. Pierwsi pasażerowie czekają na prom do Fort de France, choć wcale nie sprawiają wrażenia, jakby się im gdzieś spieszyło, czas ma tu inną wartość. Szósta rano, dzień drugi, tyle powodów, by być wdzięcznym.  

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz