wtorek, 10 lutego 2009

Rouen: Gros Horloge


Kiedyś czas był zjawiskiem bardzo subiektywnym. Mierzyło się go głębokością zmarszczek, zmęczeniem po dniu ciężkiej pracy i skracającym się rękawem dziecięcej koszulki, a ludzkie życie znaczone było jedynie wschodami słońca, pianiem koguta, pierwszym śniegiem i płatkami kwitnących jabłoni. Potem nadszedł czas tyranii zegarów i zegarmistrzów.

Kiedy w 1431 roku strażnicy biskupa Rouen prowadzili Joannę d'Arc z katedry na stos ustawiony na Starym Rynku, Gros Horloge już od ponad czterdziestu lat szatkował czas na kwadranse. Barwny korowód żołnierzy i duchownych w licznej asyście gapiów musiał przejść pod zegarem, rodzice wyjaśniali dzieciom zadzierającym głowy i wznoszącym w górę ubrudzone palce, że ten pan z kamienia na sklepieniu to Jezus Dobry Pasterz, jedyna wskazówka nieubłaganie zbliżała się do godziny trzeciej.

Zegarmistrz też pewno obserwował z góry przemarsz procesji przez okrągłe okienko w rogu zegarowej tarczy. Były to jeszcze w czasach, kiedy zegarmistrzowie oddawali całe swoje życie jednemu zegarowi, mieszkali w jego sercu i nie opuszczali go nigdy, by nieustannie czuwać nad monotonnym rytmem trybów i trybików miasta. Nie zajmowali się prozaicznym naprawianiem malutkich zegarków zdobiących nadgarstki dzieci w dzień Pierwszej Komunii, tylko niczym wszechwładni bogowie poruszali czasem. No więc zegarmistrz Gros Horloge też ją pewnie widział: kruchą kobietę z krótko obciętymi włosami i rozżarzonym spojrzeniem, w chłopięcym ubraniu, ciągnącą z trudem ciężkie łańcuchy: dziewica z Orleanu, którą oskarżono o herezję, aby piętnaście lat później przy dźwięku trąb wynieść ją na ołtarze. Tak bardzo zbliżyła się do Historii, że spalił ją jej ogień. Ciekawe, czy skrzyżowały się ich spojrzenia i czy zegarmistrz przytrzymał na moment wirujące zębatki, żeby podarować Joannie kilka dodatkowych promieni majowego słońca - w końcu to jemu została dana władza nad oswojonym czasem.

Gdy spaceruję sobie po ulicy Gros Horloge w poszukiwaniu nowej pary butów albo świeżej bagietki, czasami słyszę bicie starego zegara. Nie ma już zegarmistrza, mechanizm jest elektryczny, prochy Joanny dawno dopłynęły Sekwaną do oceanu, tylko wskazówka ze złotym barankiem dalej niestrudzenie popycha czas do przodu.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz