Kiedy sucha i chłodna zwrotnikowa zima kołysze łagodnie białymi piuropuszami kwiatów cukrowej trzciny, kardynał z Reunion w zasadzie niczym się nie różni od naszego poczciwego szaro-burego wróbelka. Może tylko komfortem gniazda, które w ptasiej skali naprawdę zasługuje na pięć gwiazdek. Trzeba się nieźle namęczyć, znaleźć działkę budowlaną z widokiem na ocean, naznosić trawek, pociętych w paski palmowych liści i innych kłaczków, żeby utkać misterny domek zawieszony na czubku gałęzi. Z przedpokojem, oczywiście, bo pani kardynałowa nie lubi, jak jej wieje do wyścielonej mchem sypialni. A najlepiej to takich domków wybudować kilka, żeby ukochana mogła sobie spokojnie wybrać, w którym z nich ma ochotę wysiadywać potomstwo. Kiedy roboty budowlane są skończone, trzeba się wystroić w czerwoną koszulę i cierpliwie czekać na pierwsze wiosenne październikowe deszcze. Jak tylko spadną, można będzie w końcu ruszyć na podryw.
Chyba właśnie tą czerwona koszulką się różni:)
OdpowiedzUsuńJest śliczny!!! Zaskakujące dla mnie jest, jak często występuje na kartkach świątecznych w zestawieniu ze śniegiem i gałązkami ostrokrzewu.
Pozdrawiam serdecznie.
Bo wiesz, Joo, on jest czerwony tylko od października do maja, wtedy, kiedy u niego jest lato, i wyłącznie samczyki. Poza tym okresem naprawdę jest jak wróbelek Elemelek.
OdpowiedzUsuńParę chatek wybudować, żeby zwabić kobietę, ciężkie życie ;) Śliczny jest.
OdpowiedzUsuńwiosenne październikowe deszcze - jak to cudnie brzmi:)!
OdpowiedzUsuńZapraszam po wyróżnienie :)))
OdpowiedzUsuńhttp://rogalik.blox.pl/2009/12/Wyroznienie.html