Jeśli kiedyś zdecydujesz się sprawdzić, jak wypływając z Abbeville Somma łączy się z oceanem, gdy miniesz już Saint-Valery, zatrzymaj się na chwilę w Cayeux-sur-Mer. Przywitają cię rzędy willi wybudowanych w latach dwudziestych (kiedy to naukowo udowodniono paryskiej arystokracji, że kąpiel w morzu jest zbawienna dla zdrowia), karuzele, sprzedawcy lodów i gofrów i cały ten kolorowy tandetny wakacyjny kram. Zdziwisz się, że w Cayeux nie ma prawdziwej plaży (takiej bałtyckiej z dzieciństwa), ale zaraz przypomnisz sobie, że przecież "cayeux" to "caillou", czyli "kamyk". I kiedy miniesz już długi na dwa kilometry sznureczek 409 drewnianych kabin do wynajęcia, zobaczysz jak stromym zboczem biegną do oceanu miliony kamieni.
Jak będziesz mieć trochę szczęścia, może wcale nie będzie ładnej pogody i pochowają się turyści, zatrzymają się skrzypiące karuzele, ucichną krzyki lodziarzy i będziesz mógł usłyszeć więcej. Gadają mewy, skarży się na nadmiar wiatru czerwona flaga, klik klik klik uderzają o siebie kamyki niesione przez pianę przypływu. Zdobądź się na odwagę i podejdź do linii frontu, gdzie tym razem - nim role się odwrócą za sześć godzin - wygrywa najeźdźca. I kiedy słoną wilgotną dłonią triumfujący ocean zamknie ci oczy, przez chwilę będziesz mieć wrażenie, że słyszysz jak stukają w rytmie fal trybiki odwiecznej maszynerii świata.
Fantastyczny tekst, miałam dreszcze czytając końcówkę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Pikfe!
OdpowiedzUsuń