35 lat. Może jest już później, niż myślisz?
Organy w paryskim kościele świętego Gerwazego milczały przez całą niedzielną mszę, nigdy wcześniej się to nie zdarzyło, co się dzieje z organistą? Gdy znaleźli go w malutkim służbowym mieszkaniu tuż obok plebanii, nie żył już od kilku dni. Jako przyczynę śmierci oficjalnie podano chorobę, choć nie było co do tego żadnej pewności. Nikt nie znał też daty urodzin, sam mówił, że ma za sobą 35 wiosen, więc sporządzono naprędce akt zgonu: Louis Couperin, urodzony w 1626 roku, organista, stanu wolnego, bezdzietny, zmarł 29 sierpnia 1661 roku w Paryżu. Nawet data śmierci nie jest pewna w tej historii.
Prawdopodobnie pochodził z podparyskiej wioski Chaumes-en-Brie, gdzie pracował u notariusza. W rodzinie miał kilku muzykantów i to pewno od nich nauczył się grać na violi da gamba, klawesynie, czy nawet na kościelnych organach. Skąd jednak znał tajniki sztuki kompozycji i jak to możliwe, że pobrzmiewa w jego muzyce bardzo nowatorski na owe czasy włoski chromatyzm? Podobno trafił na dwór Ludwika XIV za pośrednictwem Jakuba z Chambonnières, słynnego klawesynisty. Anegdota głosi, że w dzień świętego Jakuba kilku wyrostków z Chaumes - byli wśród nich także bracia Couperin - chciało się wprosić na przyjęcie wydawane z okazji imienin muzyka w jego rodzinnym zamku w pobliskim Chambonnières, wzięli więc swoje viole i poszli grać serenady pod oknami pałacu. Jakub tak był zauroczony muzyką chłopców z Chaumes, że postanowił przedstawić jej kompozytora, Louisa, na królewskim dworze, na którym sam często grywał. Tak twierdzi Titton du Tillet, kronikarz artystycznego światka XVII i XVIII-wiecznej Francji... ale czy można mu wierzyć? Urodził się przecież 15 lat po śmierci Louisa...
Jak chłopcu ze wsi żyło się na królewskim dworze? Czym przywitał go Paryż? O tym już Titton du Tillet milczy, więc wsłuchajmy się w muzykę Louisa, w odciśnięte na pięciolinii ślady uczuć. W kopiowanych z pokolenia na pokolenie rękopisach udało się ocalić 70 stron napisanych na organy i 130 utworów na klawesyn, w większości tańce, które kiedyś składały się w suity, niestety nikt już nie wie w jakiej kolejności. Doczekały się nagrania na fortepianie dopiero w styczniu 2016 r. przez Pierra Chalmeau (do skosztowania TUTAJ i jeszcze TU.), pod palcami którego rozkwitają, jak wiosenna łąka, skrzą się trylami, jak krople rosy. Sarabandy, chaconne, pavane, gigue i preludia snują poetycką opowieść o samotności i tęsknocie, pełną intymności i czułości, brzmią jak nocna rozmowa z przyjacielem, gdy w końcu można sobie pozwolić na smutek, jak wyznanie miłości z góry skazanej na banicję, jak przekonanie, że może istnieć spełnienie w niespełnieniu.
W podręcznikach i encyklopediach Louis pozostał przede wszystkim wujem François Couperin, nazywanego "Wielkim", tym, który objawił światu dynastię Couperin - najwspanialszy z barokowych francuskich muzycznych rodów. Komponował zaledwie przez 10 lat, jego kariera na królewskim dworze dopiero zaczynała nabierać kształtów, mógł stać się dla klawesynu tym, kim Chopin był dla fortepianu... Cisza zapadła, gdy miał 35 lat.
Prawdopodobnie pochodził z podparyskiej wioski Chaumes-en-Brie, gdzie pracował u notariusza. W rodzinie miał kilku muzykantów i to pewno od nich nauczył się grać na violi da gamba, klawesynie, czy nawet na kościelnych organach. Skąd jednak znał tajniki sztuki kompozycji i jak to możliwe, że pobrzmiewa w jego muzyce bardzo nowatorski na owe czasy włoski chromatyzm? Podobno trafił na dwór Ludwika XIV za pośrednictwem Jakuba z Chambonnières, słynnego klawesynisty. Anegdota głosi, że w dzień świętego Jakuba kilku wyrostków z Chaumes - byli wśród nich także bracia Couperin - chciało się wprosić na przyjęcie wydawane z okazji imienin muzyka w jego rodzinnym zamku w pobliskim Chambonnières, wzięli więc swoje viole i poszli grać serenady pod oknami pałacu. Jakub tak był zauroczony muzyką chłopców z Chaumes, że postanowił przedstawić jej kompozytora, Louisa, na królewskim dworze, na którym sam często grywał. Tak twierdzi Titton du Tillet, kronikarz artystycznego światka XVII i XVIII-wiecznej Francji... ale czy można mu wierzyć? Urodził się przecież 15 lat po śmierci Louisa...
Jak chłopcu ze wsi żyło się na królewskim dworze? Czym przywitał go Paryż? O tym już Titton du Tillet milczy, więc wsłuchajmy się w muzykę Louisa, w odciśnięte na pięciolinii ślady uczuć. W kopiowanych z pokolenia na pokolenie rękopisach udało się ocalić 70 stron napisanych na organy i 130 utworów na klawesyn, w większości tańce, które kiedyś składały się w suity, niestety nikt już nie wie w jakiej kolejności. Doczekały się nagrania na fortepianie dopiero w styczniu 2016 r. przez Pierra Chalmeau (do skosztowania TUTAJ i jeszcze TU.), pod palcami którego rozkwitają, jak wiosenna łąka, skrzą się trylami, jak krople rosy. Sarabandy, chaconne, pavane, gigue i preludia snują poetycką opowieść o samotności i tęsknocie, pełną intymności i czułości, brzmią jak nocna rozmowa z przyjacielem, gdy w końcu można sobie pozwolić na smutek, jak wyznanie miłości z góry skazanej na banicję, jak przekonanie, że może istnieć spełnienie w niespełnieniu.
W podręcznikach i encyklopediach Louis pozostał przede wszystkim wujem François Couperin, nazywanego "Wielkim", tym, który objawił światu dynastię Couperin - najwspanialszy z barokowych francuskich muzycznych rodów. Komponował zaledwie przez 10 lat, jego kariera na królewskim dworze dopiero zaczynała nabierać kształtów, mógł stać się dla klawesynu tym, kim Chopin był dla fortepianu... Cisza zapadła, gdy miał 35 lat.
35 lat. Suity Louisa nucą się mimowolnie na wiosennym spacerze, gdy przezroczyste płatki kwitnącej wiśni opadają bezpowrotnie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz