Kiedy dojeżdżamy do wyrastającego ze skalnej wyspy opactwa Saint Michel od strony Avranches, tylko z mapy wynika, że zbliżamy się do Oceanu. Wybrzeże jest w tym miejscu zupełnie płaskie, w czasie odpływu woda odsłania czasem nawet 15 kilometrów ruchomych piasków. Kiedy powraca, jak mówią miejscowi, fale są szybkie niczym galopujące rumaki, więc nie zapuszczajcie się za daleko, bo wielu topielców Ocean już tutaj wypluł na brzeg.
Czarnogłowe owce w zamyśleniu przeżuwają słoną trawę rosnącą na zalewanych przez przypływy łąkach. Nie wiedzą jeszcze, że ich krótkie życie zakończy się lapidarnym epitafium w menu ekskluzywnej restauracji: Udziec barani ze słonych łąk Saint Michel. Przyglądają się przejeżdżającym samochodom, pozują do zdjęć, pobekują niemrawo.
Ruchome piaski i galopujące wody przypływu wejdą nam w obiektyw już niebawem. Tymczasem kolczasta bryła gotyckiego opactwa ciągle jeszcze wydaje się być zrośnięta z lądem, nieruchoma, zaczepiona o chmury.
Jeju... kocham to miejsce, dziękuję Ci Dobrawko za tą wycieczkę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Oj, obudziłaś wspomnienia - byłam tam :)
OdpowiedzUsuńJakie miejsce...!
OdpowiedzUsuńMiejsce magiczne, dla mnie też pełne wspomnień. Jak tylko mój mały Czasopochłaniacz pozwoli, opowiem więcej :)
OdpowiedzUsuń