niedziela, 17 maja 2009

Arras: Arrasy


Nie ma chyba w całej Polsce ucznia szkoły podstawowej, który nie zanudziłby się prawie na śmierć na wypastowanych do bólu parkietach Wawelu, słuchając jednym uchem przewodnika recytującego monotonnym głosem historię renesansowych arrasów zakupionych w XVI wieku przez Zygmunta II Augusta we Flandrii. Wielkie, szaro-bure płachty z niezrozumiałymi historiami wzbudzają zainteresowanie na ziewających buziach dopiero w momencie, gdy okazuje się, że niektóre fragmenty są tkane srebrnymi i złotymi nićmi. I choć niekoniecznie pamięta się później, że opowiadają o Arce Noego, Adamie i Ewie, czy wieży Babel, mityczne miasto Arras, któremu zawdzięczają swoją nazwę, pozostaje na zawsze zapisane w pamięci.

Dlatego można się bardzo zdziwić, kiedy pytając mieszkańców Arras z czego słynie ich miasto w Polsce, zaskoczeni próbują zgadywać: z tego, że jest stolicą departamentu Pas-de-Calais? Nie? No to może ze swoich dwóch pięknych barokowych placów otoczonych zwartym rzędem prawie identycznych kamieniczek? Też nie? No to może z tego, że urodził się tutaj legendarny dziewiętnastowieczny detektyw Eugene-Francois Vidocq? Też nie? No to może ze swojego ratusza, który jest wpisany na listę dziedzictwa światowego UNESCO? Też nie? To może ze swoich podziemnych korytarzy, które są podskórnym lustrzanym odbiciem miasta i które w czasie Wielkiej Wojny stały się schronieniem dla tysięcy mieszkańców? Też nie? To w takim razie z czego? Z arrasów? A co to takiego? Gobeliny? Tapiserie? No popatrz, nigdy bym nie przypuszczał.

I tak oto historia odległego obcego miasta została zapisana w naszym ojczystym języku mocniej, niż w pamięci jego własnych mieszkańców.


9 komentarzy :

  1. Tak się dziwnie czasem splatają wątki historii z osnową pamięci.
    Piękne zdjęcia - jak brokatowy gobelin :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To może tak jak Bruksela znana jest z brukselki, a Anglicy z bycia gentelmanami?;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo wawelskie arrasy robiono w Brukseli :)
    Ale faktycznie, przyjeło się u nas takie słowo, co Francuzów dziwi (choć koledze jednego udało się go nauczyć ;) ).
    A samo miasto jest chyba rodzinnym miasterm Robespierre'a. I coś mi się kojarzą podziemia, w których najpierw wydobywano kamień na budowę kamieniczek, a potem wykorzystywano do obrony przed niemieckimi pociskami w czasie wojny. Gdzieś to zwiedzałem -- chyba właśnie w Arras.
    (No i mamy "Mszę za miasto Arras".)

    OdpowiedzUsuń
  4. to jak z paprykarzem szczecińskim, zapytasz szczecinianina z czego słynie jego miasto, tego przysmaku nawet nie wymieni, a z resztą najbliżej to chyba robią go w Kamieniu Pomorskim :D

    Margo

    OdpowiedzUsuń
  5. Ada:
    Piękna metafora, dziękuję za komentarz.

    Marcinsen:
    ... a Polacy z tańczenia polki :)

    PAK:
    Co do pochodzenia wawelskich arrasów, to faktycznie zamawiane były w Brukselii, ale podobno ich wykonanie miało miejsce właśnie w warsztatach w Arras. Odsyłam na http://fr.wikipedia.org/wiki/Arras
    chociaż zdaję sobie sprawę, że Wikipedia nie jest szczególnie wiarygodnym źródłem informacji. Trzeba by poszukać dokładniejszych danych.
    I masz rację, całe Arras jest zbudowane na podziemiach nazywanych przez mieszkańców ''boves'', które są udostępnione dla zwiedzających.

    Margo:
    Tak samo jest z pierogami, które u nas nazywają się ruskie, a w Rosji polskie. Tak, jakby nikt się do nich nie chciał przyznać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrawko, lubie bardzo Twoje posty :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniałe zdjęcia i oczywiście rewelacyjny opis!

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja czekam niecierpliwie na kolejne wpisy!

    OdpowiedzUsuń
  9. świetne nocne zdjęcia , jestem pod wrażeniem , pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń