piątek, 4 grudnia 2015

Pamiętniki z Martyniki. Dzień 12. Kwestie praktyczne.


Trudno w to uwierzyć, ale Matynika naprawdę należy do Unii Europejskiej i by tu się znaleźć wystarczył mi polski dowód osobisty. Pomimo sporych różnic kulturowych, nadal jesteśmy we Francji, miejscowi mówią w znanym nam języku, można płacić czekami, wszystko się znajdzie w supermarkecie. Egzotyka, ale bardzo oswojona, z mnóstwem pułapek na turystów. Uczymy się tych pułapek unikać, omijamy szerokim łukiem hotele z prywatnymi plażami, sklepy z pamiątkami i wszelkie oferty "all inclusive". Wypożyczamy na lotnisku samochód, by móc dostać się do tych wiosek, gdzie autobus nie dojeżdża, podjechać polną drogą do mało znanych plaż i mieć luksus skręcenia w tę właśnie ulicę tylko z tego powodu, że tak malowniczo się pnie w górę wśród pól bananów. Mieszkamy w dwupoziomowym domu na wzgórzu z olbrzymim tarasem i oszałamiającym widokiem na zatokę Fort de France, wynajmujemy go przez internet. Kosztuje o jedną trzecią taniej, niż dwuosobowy pokój w hotelu "Panoramic" po drugiej stronie ulicy. Robimy zakupy w małych sklepikach i przede wszystkim na targu, gdzie można znaleźć i pomme cannelle, i korzenie ignam, i wielkie avocado. W rybackich portach kupujemy świeże ryby, olbrzymie mieczniki cięte na plastry. Czasem idziemy do jakiejś restauracji, albo jemy acras sprzedawane przy plaży, najczęściej jednak gotuję sama, eksperymentujemy z lokalnymi warzywami, odkrywamy nowe owoce. 

Dużo rozmawiamy z ludźmi. Tak bardzo francuska bariera form grzecznościowych nie przyjęła sie na Karaibach, nieznajomi zwracają się do siebie per "doudou", "kochanie". Czas ma tu inną wartość i ten na rozmowę nigdy nie jest policzony. Murzynki na targu wytłumaczą, po czym rozpoznać dojrzała maracuję i jak zrobić zapiekankę z batatów, rybacy w porcie przepowiedzą pogodę, chłopak na stacji benzynowej opowie, gdzie można popływać kajakiem po lasach  namorzynowych. Snują historie rodzinne, o niemożliwym wyjściu z niewolnictwa i segregacji rasowej, próbują nas wciągnąć w dyskusję o polityce, czasem nawet częstują rumem. I za każdym razem ze wzruszeniem się dziwią, że nie tylko o plażę nam chodzi. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz