sobota, 10 października 2015

Kasztany



Mgła zawsze przychodzi nie wiadomo skąd. Droga jest prosta, perspektywa przewidywalna aż po horyzont, gdy nagle pojawia się tak zupełnie znikąd. Prawdziwa, jesienna, perląca się we włosach, przenikająca na wskroś. Jako pierwsze znikają doliny, przez chwilę korony drzew jeszcze skrzą się zachodzącym słońcem, wieże kościołów dają się ponieść falom jak okręty ze zwiniętymi żaglami. Potem zostają już tylko pożółkłe źdźbła traw, kilka kamieni i nasze własne kroki.   

Trzeba wtedy mocno uchwycić się kasztanów w kieszeniach płaszcza, ich chłodnej, gładkiej pewności siebie. Może uda się nie zbłądzić. 

3 komentarze :

  1. Też to czuję. Może dlatego mam tę instynktowną chęć gromadzenia kasztanów dla bezpieczeństwa i poczucia oparcia?

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Dorotko, jak miło Cię tu widzieć!

    OdpowiedzUsuń