czwartek, 1 października 2015

Bourges: Próby i błędy


Obcując z francuskim gotykiem łatwo można ulec iluzji, że jest on racjonalną, matematyczną konstrukcją, że wszystko było zaplanowane, przewidziane, wyliczone. Owszem, zaczynało się zawsze od ambitengo planu, ale potem, jak to w życiu, różnie bywało. W Beauvais nigdy nie udało się wybudować nawy, w Amiens ratowano kolumny żelazną wstążką, zachodni portal w Chartres trzeba było ustabilizować metalowymi ramami.

Pierwsze ziarenko gotyku, które wiatr historii zaniósł na południe od Loary, wykiełkowało w cieniu murów obronnych Bourges. Grunt, mogło by się wydawać, nieprzychylny: miasto niewielkie, 15 tysięcy mieszkańców nie zdoła udźwignąć finansowego ciężaru budowy, nie ma słynnych relikwi, nie rozwinął się tu kult żadnego świętego, na horyzoncie nie widać pielgrzymów z brzęczącymi sakiewkami. Biskup Henri de Sully ma jednak wielkie ambicje - w końcu już dwóch z jego kanoników zostało papieżami* - i jest zafascynowany opowieściami swojego brata Eudes, kantora w powstającej właśnie paryskiej Notre-Dame. Katedra w Bourges też będzie miała pięć naw i sześciodzielne sklepienie, ale prześcignie tą znad Sekwany śmiałością kolumn, ogromem usidlonej przestrzeni, perfekcją perspektywy nie przeciętej transeptem.

Nie wiadomo, kto wykreślił na pergaminie te flirtujące z szaleństwem plany. Architekt nie miał w sobie wystarczająco dużo pychy, by jak Robert z Luzarches w katedrze w Amiens, podpisać na posadzce swoje dzieło. A może to przeczucie, że projekt okaże się jednak zbyt śmiały i że coś się nie powiedzie sprawiło, że Mistrz Katedry w Bourges wolał pozostać anonimowy? Z pewnością łatwiej by było wybudować katedrę na nagiej ziemi, jednak średniowiecze nie lubiło takich dróg na skróty i plan nowej katedry był modernizacją wbudowanej w mury obronne miasta romańskiej bazyliki. Kiedy w 1199 r. zmarł Henri de Sully, roboty trwały już od pięciu lat, a zdołano jedynie zbudować pierwszy poziom prezbiterium, brakowało funduszy. Nowy biskup Guillaume de Donjon, jak na Cystersa przystało, okazał się przedsiębiorczy, wyprosił u Eudes de Sully kawałek szczęki świętego Szczepana i kilka innych kosteczek w Chartres, bowiem nie spodziewał się zupełnie, że już za kilka lat rzesze pielgrzymów nadciągną do Bourges do jego własnych relikwii. Styczeń był mroźny, nowe prezbiterium z olśniewającymi witrażami połączone niedbale z romańską nawą, wszędzie lodowate przeciągi, przeziębił się biskup prawiąc kazania i zmarł, kanonizacja poszła sprawnie, datki zaczęły spływać do skarbca kanoników. Tempo stukotu młotów na placu budowy z largo przyspieszyło do... adagio.

Po sześdziesięciu latach od rozpoczęcia prac brakowało już w zasadzie tylko wież. I wtedy właśnie okazało się, że fundamenty są jednak zbyt płytkie, im bardziej wieże pięły się wzwyż, tym mocniej chyliła się zachodnia fasada, a na sklepieniach rysowała się pajęczyna pęknięć. Panika sparaliżowała budowę na następnych pięćdziesiąt lat. Wieże nie wzniosły się wyżej**, nie zaryzykowano dodatkowego obciążenia ich dzwonami, trzeba było obniżyć zachodnią fasadę i pogodzić się z faktem, że nie będzie miejsca na prawdziwą rozetę. Jak na lasce, cierpiąca konstrukcja wsparła się na gigantycznej przyporze, którą podtrzymano fasadę od południowej strony. Nic więcej nie dało się dla niej zrobić. Udało się wytłumaczyć aniołom z tympanonu, że już nic im nie grozi i przekonać je, by jednak nie odlatywały. W końcu można było poświęcić katedrę.

Czyż nie brzmi znajomo ta historia? Ryzykowne plany, niezgoda na to, co niemożliwe i nadzieja, że może jednak mi się uda, próby, pomyłki, błądzenie po omacku, prawdziwe tragedie, gorączkowe szukanie wyjścia z opresji i brakującego grosza, czasem zniechęcenie i rezygnacja. I najważniejsze: przekonanie, że to wszystko ma jednak jakiś sens. Katedry są znacznie bardziej ludzkie, niż nam się wydaje. 

*Lucjusz III i Urban III
** Północna wieża runęła w końcu w XVI w. Ta renesansowa, którą na jej miejsce odbudowano, ma mocniejszą konstrukcję i jest nieco wyższa od poprzedniej (65m), ale to nie koniec katastrof: później jeszcze hugenoci potłukli rzeźby w portalach, w XVII w. kanonicy w dobrej wierze zdemontowali sześć XII-wiecznych witraży, by rozjaśnić nawę główną, a XIX-wieczni nadgorliwi restauratorzy zabytków ubrali przypory w pinakle i galeryjki.   

Gigantyczny łuk przyporowy podtrzymujący zachodnią fasadę.

Inspiracja: Jean-Yves Ribault, La cathédrale de Bourges, Editions Ouest-France, 2009.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz