wtorek, 1 września 2015

Beaurain: Kościół - forteca


Malutki Thierache należy do tych regionów, które są zaznaczone na geopolitycznej mapie ręką sadystycznego bóstwa nieznającego litości dla życia toczącego się w rytmie żniw, wypasów bydła i dojrzewania serów. Tuż na wschód od Ardenów, na drodze do Reims i Paryża, przecięty przez dwie senne rzeki – Sambre i Oise, od zarania historii Thierache znosił również nieustanny przepływ prądów ludzich, potopy wrogich armii, powodzie krwi. Kolejne plagi nosiły imiona rzymskich wodzów, rogatych Wikingów, Anglików w czasie Wojny Stuletniej, przeróżnych książąt nawróconych na coraz to nowsze religie. W XVII w. apokalipsa w Thierache miała ogorzałą słońcem twarz hiszpańskiego jeźdźca niosącego pochodnie obracające w popiół drewniane chaty i spichlerze pełne pszenicy. Murowane kościoły były jedynymi budynkami będącymi w stanie oprzeć się ogniu, więc stopniowo zaczęto przemienieniać je w fortece. Nie po raz ostatni religia i wojna splotły się ze sobą w trudny do rozsupłania węzeł. Do części przeznaczonej na modlitwę dobudowywano wieże godne obronnych warowni, nierzadko wielopiętrowe, mogące pomieścić mieszkańców całej wsi. Ta w Beaurain jest nawet wyposażona w kominki, na wypadek, gdyby świat skończył się w zimie. Nie zapominano o prześwitach dla strzelców, galeryjkach dla strażników, ukrytych przejściach i wieżach obserwacyjnych. W XVI i XVII wieku w Thierache powstało ponad 70 kościołów – twierdz, pancernych schronów z wypalanych bezpośrednio na placu budowy cegieł. Nikt nie mówił o stresie pourazowym, nie było kolorowych pigułek nasennych ani uspokajających. XVII-wieczny rolnik z Thierache radził sobie z lękiem, jak potrafił: szukając przez modlitwę oparcia w niewidzialnym i wznosząc widoczne z daleka fortece. Gładząc dłonią nagrzane sierpniowym słońcem czerwone ściany kościoła w Beaurain można dotknąć tego pulsującego zwierzęcego strachu wcielonego w każdą cegłę, mierzonego grubością murów. 

Zaiste nieocenionym dobrem jest sen, który nie nasłuchuje sygnału nocnej straży, przerywany nie zbrojnymi, lecz jedynie śmiesznie małymi konfliktami wewnętrznej natury. Historia okazała się dla nas łaskawa, nie postrzegamy architektury w kategoriach schronów, nie obmyślamy w popłochu najkrótszych dróg, nasza śmierć nikomu do niczego nie jest potrzebna. 

1 komentarz :

  1. Tak. Też często o tym myślę.
    I zastanawiam się, czy zasadne jest pytanie: jak długo jeszcze?

    OdpowiedzUsuń