niedziela, 27 września 2015

Bourges: Graffiti


Żeby spojrzeć na szumiący wiatrem las przypór katedry w Bourges ze szczytu północnej wieży trzeba się wspiąć na 396 stopni. Światło wpadające przez malutkie okienka lśni na wypolerowanych tysiącem stóp schodach i wydobywa z mroku kolejne historie, te bardziej intymne. Wszędzie znaki, bo przecież graffiti jest stare, jak ludzka potrzeba posiadania i znaczenia terytorium. 

Historia mocnych dłoni trzymających młot, dni spędzonych pod ziemią i strużek potu na skroniach spisana jest znakami ciosających kamienie na budowę katedry - najczęściej są to pojedyncze litery czy symbole pozwalające na obliczenie uczciwej zapłaty za pracę. Nawet przez myśl im nie przeszło, że mogliby się upominać o nieśmiertelność własnego imienia. 

Później zaczynają pojawiać się daty i nazwiska. Wydrapane nożem w kamieniu pragną desperacko wpisać się w trwanie katedry, tu byłem, zostawiłem mój tatuaż na jej kamiennej skórze. Belenfant, "piękne dziecko", 19 stycznia 1807, XIX-wieczne pismo o szeryfowym kroju, nikt już dzisiaj nie używa takiej kaligrafii. 


Kim był sierżant Richey z Ohio, który wdrapał się na wieżę trzy tygodnie przed zakończeniem Wielkiej Wojny? Jaka jest jego historia wykuta bagnetem? Linia frontu nigdy zbytnio nie zbliżyła się do Bourges, ale stacjonowało tu sześć tysięcy amerykańskich żołnierzy "Central Record Office", którzy zajmowali się wojenną dokumentacją. Czy udało się Richey powrócić do rodzinnej krainy Wielkich Jezior? Czy oszczędziła go podążająca za Wojną plaga hiszpanki? Za co powinniśmy mu dziękować? 


Nowsze napisy stopniowo zacierają historie sprzed wieków, coraz więcej inskrypcji bazgranych markerem, chylą się na wszystkie strony niezgrabne litery pokolenia klawiatury. Kolejne wycieczki szkolne, dozgonne miłości, fascnacje okultyzmem, frustracje.

A katedra? Znosi to wszystko cierpliwie, nie osądza, nie złości się za wandalizm. Dobrze wie, że nikt nie zdoła jej sobie przywłaszczyć, że należy do wszystkich. Jak blask słońca, lot sokoła pod bezchmurnym niebem, gracja gestu tancerki. Jak nadzieja na zapisaną w pięknie nieśmiertelność. 


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz