Najpierw jest ich dziesięć, chwilę później kilkaset, a kiedy słońce zajdzie już zupełnie - setki tysięcy. Obsiadają bezlistne topole nad pobliskim jeziorem i debatują. Co jakiś czas jeden z nich wzbija się w powietrze pociągając za sobą wszystkie pozostałe, jakby łączyła je jakaś niewidzialna nić i zaczyna się podniebny szalony balet.
Stoję zahipnotyzowana wirującą
chmurą ptasiego pyłu. Za kilka dni odlecą ku lepszemu światu, pory roku
odnajdą swój rytm. Teraz jest czas oczekiwania, zbierania sił do drogi,
czas szumu skrzydeł szpaków nad moim podwórkiem.
Śliczne zdjęcia. Z Polski już dawno odleciały.
OdpowiedzUsuńU nas przelatywały w zeszłym roku, jednego dnia we wrześniu. Oczywiście, nie aż tyle, zdążyły zjeść wszystkie owoce z winobluszczu. Wpadały weń chmarą, kotłowały się, wypadały, wpadały następne i tak w kółko. Moje Potwory miały się czemu przyglądać. Piękny dzień.
OdpowiedzUsuńA ja najbardziej lubię klucze gęgających gęsi, odlatujące na południe. Magia jesieni.