wtorek, 2 marca 2010

Reunion: Z czym to się je?


Z liści vacoas na Reunion wyplata się miękkie spłaszczone koszyki, które nosi się na plecach. Owoce się zjada. Kolczastym zielonym kulom trzeba przy pomocy solidnego młotka powybijać wszystkie ostre zęby, pod którymi kryje się żółte i twarde jak piłka do tenisa vacoasowe serce. Wrzuca się je do garnka na półtorej godziny, potem trzeba je zmielić w maszynce do mięsa, powybierać najtwardsze włókna, dodać jajko, mnóstwo ostrych przypraw i z powstałej masy formować kuleczki, które smaży się na głębokim oleju. Jak smakują? Jak miniaturowe pączki sporządzone na bazie schodzonej gumowej podeszwy.


Owoce drzewa bochenkowego Reuniończycy nazywają pieszczotliwie petit Jacque, czyli mały Jacek. Nie taki ten Jacek znowu mały, biorąc pod uwagę, że jest to największy owoc na świecie i że może osiągać do 90 cm średnicy przy wadze ponad 30 kg. Co się robi z małego Jacka? Legendarną potrawkę z boczkiem. Ale uwaga! Danie to dla odważnych i wytrwałych! Zaczynamy od ubrania grubych gumowych rękawic, przygotowania litra oleju i ostrego noża. Żeby Jacka ugotować trzeba go posiekać na drobniutkie kawałeczki - problem w tym, że gdy tylko się go rozkroi sączy się z niego biała lepka żywica z dużą zawartością lateksu, której nie da się zmyć wodą i można się przed nią bronić jedynie smarując wszystko obficie olejem. Pokrojony Jacek bardzo mocno i niekoniecznie bardzo ładnie pachnie, dlatego trzeba go gotować co najmniej trzy razy za każdym razem zmieniając wodę. Potem dodaje się podsmażoną cebulę, czosnek, imbir, wędzony boczek, pomidory, przyprawy - oczywiście te najbardziej diabelskie. Jak smakuje? Jak wędzony boczek z pomidorowym sosem, w którym nie wiedzieć czemu pełno jest zgrzytających między zębami trocin.

Inne kulinarne atrakcje Reunion? Proszę bardzo: kari baba figue, czyli ostra potrawka z kwiatu bananowca, sałatka z serca palmiste, do której przyrządzenia w ilości wystarczającej na dwie osoby trzeba ściąć dwudziestometrową palmę, kari z kozła o zapachu... kozła, smażone na głębokim tłuszczu gniazda os pełne soczystych larw i na koniec szczyt kulinarnego wyrafinowania: kari z jeża. Zasada jest jedna: jeżeli po spożyciu jakiegoś warzywa, owocu, zwierzęcia czy nawet drzewa się nie umiera, to znaczy, że po dodaniu dużej ilości ostrych przypraw będzie można z niego zrobić kari. Walory smakowe są drugorzędne, kto by się przejmował takimi detalami na maleńkiej wyspie tysiące kilometrów od kontynentów? Dziś niby są i statki, i samoloty, ale przecież kiedyś ich nie było i może znowu kiedyś nie będzie, więc trzeba umieć żyć z wyspą w symbiozie i nie grymasić. Docenić to, co zostało nam dane.



4 komentarze :

  1. No, proszę, jaki pragmatyzm! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Margo :) też mi już pusto było bez Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Malinconia: Pragmatyzm pragmatyzmem, ja się do dzisiaj zastanawiam co ja tam tak naprawdę jadłam. Mam powody by twierdzić, że turystom nie mówi się wszystkiego.

    Margo i Mała Mi: Siła wyższa zmusza czasami do oderwania nosa od ekranu i opuszków od klawiatury. Miło mi bardzo że zawsze wiernie na mnie czekacie :)

    OdpowiedzUsuń