Tup tup.
Różowe, zielone, brązowe, z czerwonym kwiatuszkiem.
Tup tup.
Sznurowane, ze sprzączką, na rzepy.
Typ tup.
Małe, malutkie i te całkiem maciupeńkie.
Tup tup.
Dziecięce buciki para za parą zbiegły się do białej katedry Saint Omer, wskoczyły na kamienny sarkofag i oświadczyły świętemu Erchembodowi, że nie ruszą się z miejsca dopóki nie wysłucha on ich prośby. A o co proszą? O to, żeby te stópki w czerwonych rajtuzkach, co je nosiły, mogły znów tak jak kiedyś biegać i skakać, żeby choroba zostawiła je w spokoju. Żadna frajda być bucikiem dziecka, które nie może chodzić.
No więc może niech się Święty wstawi za nami, tyle się ponoć Święty nachodził jako biskup po tej swojej olbrzymiej diecezji Therouanne, od Ypres aż do rzeki Sommy! Wiemy, że to było ponad dwanaście wieków temu i że może Święty jest już teraz daleko, że może wrócił do swojej rodzinnej Irlandii, ale gdyby się dało coś w naszej sprawie wybłagać, to my bardzo prosimy.
Boczna nawa katedry powoli pogrąża się w półmroku. Dobiegający spod ogranów donośny głos kościelnego informuje, że za pięć minut koniec zwiedzania. Wysoka brunetka, na oko koło trzydziestki, wyciąga z kieszeni kurtki parę dziecięcych bucików, szybkim gestem stawia je na kamiennym grobowcu: skórzane, niedbale zawiązane przybrudzonymi sznurówkami, z lekko startą podeszwą. Chwilę patrzy na nie w milczeniu, potem przyklęka i odchodzi ze spuszczoną głową.
Buciki stoją w nieruchomym szyku. Nie słychać żadnego tup tup. Kościelny gasi świece.
Różowe, zielone, brązowe, z czerwonym kwiatuszkiem.
Tup tup.
Sznurowane, ze sprzączką, na rzepy.
Typ tup.
Małe, malutkie i te całkiem maciupeńkie.
Tup tup.
Dziecięce buciki para za parą zbiegły się do białej katedry Saint Omer, wskoczyły na kamienny sarkofag i oświadczyły świętemu Erchembodowi, że nie ruszą się z miejsca dopóki nie wysłucha on ich prośby. A o co proszą? O to, żeby te stópki w czerwonych rajtuzkach, co je nosiły, mogły znów tak jak kiedyś biegać i skakać, żeby choroba zostawiła je w spokoju. Żadna frajda być bucikiem dziecka, które nie może chodzić.
No więc może niech się Święty wstawi za nami, tyle się ponoć Święty nachodził jako biskup po tej swojej olbrzymiej diecezji Therouanne, od Ypres aż do rzeki Sommy! Wiemy, że to było ponad dwanaście wieków temu i że może Święty jest już teraz daleko, że może wrócił do swojej rodzinnej Irlandii, ale gdyby się dało coś w naszej sprawie wybłagać, to my bardzo prosimy.
Boczna nawa katedry powoli pogrąża się w półmroku. Dobiegający spod ogranów donośny głos kościelnego informuje, że za pięć minut koniec zwiedzania. Wysoka brunetka, na oko koło trzydziestki, wyciąga z kieszeni kurtki parę dziecięcych bucików, szybkim gestem stawia je na kamiennym grobowcu: skórzane, niedbale zawiązane przybrudzonymi sznurówkami, z lekko startą podeszwą. Chwilę patrzy na nie w milczeniu, potem przyklęka i odchodzi ze spuszczoną głową.
Buciki stoją w nieruchomym szyku. Nie słychać żadnego tup tup. Kościelny gasi świece.
Ha! Wróciła! I to w jakim stylu! :)) Nie znikaj nam już więcej, prosimy :)
OdpowiedzUsuńWitam Panią Reporter i bardzo się cieszę, że pomimo długiej i nieusprawiedliwionej nieobecności dalej o mnie pamiętasz. Ciekawie tam u Ciebie na tym siódmym piętrze :)
OdpowiedzUsuńAleż przejmująco opisałaś to miejsce... Ciekawe czy spełnił jakąś prośbę ten Erchembod? Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń