czwartek, 21 maja 2015

Martynika: Montagne Pelée


W tę sobotnią majową noc w portowej tawernie rum lał się strumieniami. Dwadzieścia okrętów stało na redzie w Saint Pierre, najwspanialszym mieście całych Karaibów, nie bez powodu nazywanym "Małym Paryżem Antyli". Cyparis, od kilku lat bez ustanku w drodze i często bez centa przy duszy, miał nosa do tych miejsc, gdzie marynarze są już na tyle pijani, że częstują rumem nawet czarnych nieznajomych. Dziś jednak Cyparis wypił o jedną szklankę za dużo i kiedy usłyszał tę gadkę o niewolnikach nie zdołał powstrzymać sięgającej do kieszeni dłoni, błysnął nóż. Cyparis był przekonany, że tak to właśnie było, że z tego właśnie powodu znalazł się w kamiennym lochu, choć do końca nie bardzo pamiętał, jak i kiedy tam trafił. Pamiętał za to bardzo dobrze przerażający łoskot, który obudził go w niedzielny poranek. Huk wybuchu, lawinę kamieni i walących się budynków, śmiercionośną falę parzącego powietrza, krzyki. I tę straszną ciszę przez następne trzy dni.

Już na początku lutego śmierdziało siarką w Saint Pierre, a węże i ptaki uciekły na południe. Później było kwietniowe trzęsienie ziemi i kilka podziemnych wybuchów. Kiedy na pobliską rybacką wioskę Le Prêcheur spadł deszcz białego popiołu, coraz więcej oczu wznosiło się z niepokojem w stronę Montagne Pelée - Łysej Góry, jak nazywali ją pierwsi biali osadnicy. 4 maja olbrzymia lawina błotna pochłonęła cztery gorzelnie, a gdy dotarła do oceanu, wielkie fale wyrzuciły stojące w porcie statki na brzeg. Przypomniano sobie, jak podczas ostatniego karnawału uczestnicy parady naśmiewali się z kościelnych rytuałów, jak obrzucono biskupa kamieniami i jak odgroził się zaciśniętą pięścią: "Spadną wam jeszcze te kamienie na głowy, zobaczycie!" Szalona dziewczyna sprzedająca orzeszki ziemne na rogu rynku wykrzykiwała "Kara! Kara!" W mieście zaczął rosnąć strach.

Francuskie władze powołały naukową komisję mającą zbadać te wszystkie niespotykane zjawiska i uspokoić mieszkańców. Nawet sam gubernator Martyniki Louis Mouttet pofatygował się do Saint Pierre wraz z małżonką, by wysłuchać wniosków naukowców w melonikach. "Wszystkie zjawiska, które miały miejsce do dnia dzisiejszego nie mają w sobie nic niezwykłego, wprost przeciwnie, są to przejawy normalnej aktywności wszystkich wulkanów." 8 maja 1902 r. telegram o tej właśnie treści został wysłany z Fort de France, stolicy Martyniki do Paryża. Kiedy operator telegrafu w skupieniu wystukiwał tekst, na głowy wiernych idących na poranną niedzielną mszę spadł grad drobnych kamyków, zatrzęsła się ziemia, a niebo nad północą wyspy zasnuło się czarnym pyłem.

Zanim całe Fort de France zdążyło sobie zadać pytanie co się dzieje w Saint Pierre, miasto to przestało istnieć. Rozgrzana do ośmiuset stopni chmura pyłów i gazów w kilka sekund ześlizgnęła się zboczem Łysej Góry w stronę oceanu zdmuchując najmniejszy przejaw życia, paląc pola trzciny cukrowej, krusząc mury. Zginął gubernator Mouttet i jego małżonka, wulkanolodzy w melonikach, marynarz, którego Cyparis prawie zadźgał nożem. I ze trzydzieści tysięcy innych ludzi. Nikt nie przeżył. Nikt - oprócz Cyparisa. 

Ekipa ratownicza dotarła do lochu, w którym siedział Cyparis po trzech dniach gaszenia tego, co zostało z płonącego Saint Pierre. Dotkliwie poparzony trafił na długo do szpitala, a gdy już ozdrowiał, zupełnie nie wiedział, co z tym swoim cudownie ocalonym życiem zrobić. Zaciągnął się na pierwszy lepszy statek i popłynął do Stanów Zjednoczonych. Podobno występował tam w cyrku Barnum, gdzie między numerem karła i kobiety z brodą opowiadał o wybuchu Montagne Pelée pokazując imponujące blizny. Ale to już zupełnie inna historia.  

2 komentarze :

  1. Pani Justyno, urzekł mnie Pani wpis sprzed kilku lat o Mont St-Michel. To miasto czy raczej opactwo jest na mojej tegorocznej trasie czwartego już epizodu, który nosi roboczą nazwę "gotyckiej ścieżki", jak nazywam swoje (rowerowe) wojaże po ojczyźnie gotyku. Tak się składa, że tegoroczną wyprawę rozpoczynam od strony St.Quentin. Pani wpis "ukazujący" tamtejszy labirynt w jego najgłębszych warstwach znaczeniowych, tak różny od ezoterycznych czy trącących niemal okultyzmem interpretacji zrobił na mnie ogromne wrażenie. W ogóle poetyka Pani wpisów jest niezwykła, urzekająca. Moją tegoroczną podróż rozpoczynam 31 maja. W St.Quentin planuję być 2 lub 3 czerwca, później udaję się w kierunku Amiens i dalej na północ. Całą trasę bardzo chętnię zaprezentuję w osobnym wpisie. (To około 2,5 tyś km do przejechania a po drodze cała reprezentacja gotyku, ze wspomnianym Mt.St-Michel, jeśli idzie o miejsca najdalej na zachód). Będę zatem w drodze do Amiens przejeżdżał obok Pani. Byłbym zaszczycony mogąc spotkać się z Panią osobiście (o ile to jest w ogóle możliwe). Jeśli nie, pozdrawiam gorąco i życzę sił w realizacji podróżniczych pasji.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam serdecznie na moim blogu. Wyslalam Panu wiadomosc na Google Plus. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń