poniedziałek, 8 czerwca 2015

Martynika: Przeklęty figowiec


Posłuchaj, ma doudou, jak będziesz kiedyś w Saint Anne, koniecznie idź porozmawiać z przeklętym figowcem przy Anse Michel, to najstarszy na całej wyspie. Powiedz mu, że często wyobrażam go sobie w bezsenne noce, że bardzo bym chciała, by mi przypomniał wszystkie tajemnice, które mu powierzyłam. A teraz mam do ciebie jeszcze jedną prośbę: możesz powiedzieć temu chłopcu co pasie krowy, żeby je stąd zabrał? Kto to widział krowy do domu wprowadzać, aż nie słyszę, co mówisz, tak hałasują! 

Moje życie toczy się od jednego do drugiego znaczącego Spotkania, kolorowa piłka, którą raz po raz łapią czyjeś ręce i rzucają w zupełnie niespodziewanym kierunku zostawiając na zawsze ślady palców. Kiedy kilka dni temu ktoś zapytał mnie skąd nam się w ogóle wzięła ta Martynika, odpowiedziałam szybko i byle co. Bo jak w kilku zdaniach wyjaśnić, że tak naprawdę, to znaleźliśmy się tam dlatego, że kiedyś dane mi było spotkać Odette?

To ty, ma doudou? Szkoda, że nie znałyśmy się wcześniej. Dziś już nie jestem tą Odette, co kiedyś. Byłam wysoka, miałam sprężyste ciało, kiedy tańczyłam czułam się jak królowa, wszyscy mężczyźni się na mnie gapili, ale ja przez całe życie kochałam tylko Lulu. Czy wiesz jak się stąd dostać do portu? Lulu codziennie dzwoni, żeby mi powiedzieć, że czeka na mnie w Le Marin, na pomoście, tak, jak kiedyś. Mamy razem trójkę dzieci, takich rzeczy się nie zapomina, nasza najstarsza córka ma już z piętnaście lat! Nie widziałaś mojej walizki? 

Odette... hebanowa królowa domu starców. Onieśmiela cierpieniem wyrytym na twarzy, sylwetką z czarnego granitu, długie palce gładzą kręcone włosy przycięte tuż przy skórze, dzwonią ciężkie kolczyki, ostre spojrzenie lewego oka przeszywa na wskroś, prawe błękitne nigdy już niczego nie zobaczy. Nie sposób ją zrozumieć. Zdarza się, że wścieka się bez powodu i krzyczy w jakimś dziwnym, odległym języku. Wieczorem nie chce położyć się spać, całymi nocami siedzi w fotelu ubrana w kwieciste sukienki, z kimś rozmawia, choć mieszka w jednoosobowym pokoju i choć dawno minęła godzina odwiedzin. Nikomu nie pozwala rozpakować swojej wielkiej czerwonej walizki, ciągle na kogoś czeka. Wszyscy wiedzą, że chciałaby być gdzieś indziej, że to nie jest miejsce dla niej, dla Królowej, rodzina zamknęła ją tu siłą, legenda niesie się z ust do ust. Podobno w jakiś pechowy piątek przyleciała do nich w odwiedziny, pierwszy raz w życiu opuściła Martynikę, a w niedzielę już była tutaj. Jak oni tak mogli, wyrodne dzieci. Kiedy spotkałam ją po raz pierwszy, dzień dobry, chciałam się przedstawić, jestem tu na stażu, mocno ścisnęła moje palce w swoich suchych dłoniach i patrząc mi w oczy poprosiła: wróć jeszcze kiedyś porozmawiać, ma doudou, kochana moja. I tak wracałam do niej codziennie przez następnych sześć miesięcy. 

Mam na Martynice pięky, duży dom w Saint Anne, na wzgórzu. Zbudowaliśmy go razem z Lulu, zanim zachorował. Latami odkładaliśmy cent do centa, ma doudou. W nocy piekłam ciastka - z bananami, kokosem, papają. Kiedy tylko budziło się słońce schodziłam do oceanu na poranną kąpiel w świetlistych falach, a potem szłam brzegiem aż do plaży Salines, tej z pocztówek i sprzedawałam ciastka turystom. Nigdy nie chodziłam do żadnej szkoły, ale naprawdę dobrze gotuję. Na szczęście nie mamy dzieci, inaczej nigdy nie udało by się nam zbudować tego domu.

Halo, to pani zajmuje się moją mamą? Znów nie spała od tygodnia? Zabiją mnie kiedyś w końcu te wyrzuty sumienia, naprawdę nie mogę jej wziąć do siebie, mam rodzinę, pracę, ona wymaga całodobowej profesjonalnej opieki. Jest nas pięcioro, ale bracia i siostry mieszkają na południu Francji, za daleko, w Saint Anne już nie ma nikogo, po tym jak jej brat się powiesił. Nasz ojciec? Zmarł na raka dziesięć lat temu, to wtedy właśnie wszystko się zaczeło. Poszło o spadek, o dom, nasłali na mamę czarowników, takich co to rzucają uroki, ja tam w takie rzeczy nie wierzę, ale przez wiele tygodni znajdowała rano na progu rozprute ropuchy i koguty z podciętym gardłem. A potem ta choroba... Czy to prawda, że ona ma kamyki w mózgu? Że nie można jej pomóc? Więc może jednak coś w tym jest? Może powinnam z nią wrócić na Martynikę, znaleźć jakiegoś czarownika, w Saint Anne jest taki jeden, co leczy ziołami... 

To wszystko przez nią, tę wiedźmę z Saint Denis. Po śmierci Lulu zupełnie nie wiedziałam co robić, zaproponowała mi pracę, miałam u niej sprzątać. Przeprowadziłam się do niej, a ona pomieszała mi w głowie. To łóżko to też ona mi dała. I tą sukienkę też. Nie mów tak głośno, oni wszyscy pracują dla niej, to przecież jej dom. To przez nią nie widzę na jedno oko, wypaliła mi go we śnie. Lepiej już wracaj do siebie, póki jeszcze możesz, ma doudou.

Dokumentacja lekarska Odette była zdawkowa: proteza stawu biodrowego sprzed trzech lat, wrodzona ślepota prawego oka, podwyższony poziom cholesterolu. I skaner mózgu z adnotacją DLB. Poszukałam w słowniku. DLB - ang. dementia with Lewy bodies, czyli otępienie z ciałami Lewy'ego - choroba neurodegeneracyjna będąca drugą, po chorobie Alzheimera przyczyną otępienia. Oprócz demencji, zespołu parkinsonowskiego i zaburzeń uwagi, do charakterystycznych objawów DLB należą bardzo szczegółowe i plastyczne halucynacje wzrokowe oraz usystematyzowane urojenia o treści paranoidalnej.

Ma doudou, mam pełno wody w głowie, cały ocean mi w niej szumi, wszystkie myśli się utopiły, wszystkie wspomnienia, została tylko ciepła woda. Widziałaś kiedyś, jak fale przelewają się przez skały Diabelskiego Stołu? Słyszysz ten huk?

Aż w końcu nadszedł ten poniedziałek, kiedy ze zdumieniem odkryłam, że w pokoju Odette mieszka już ktoś inny. Wiesz, najstarsza córka, ta co mieszka pod Paryżem, przyjechała po nią w weekend - słowa Isabelle docierały do mnie z daleka - podobno zrezygnowała z pracy w szkole, by zająć się matką, zabrała czerwoną walizkę i pojechały. Poczułam się tak, jakby nagle ktoś wyrwał mi z rąk niedoczytaną do końca książkę. Jeszcze nawet nie zaczęłam tego najważniejszego rozdziału, ciągle tak niewiele rozumiem, kto mi odpowie na te wszystkie pytania, Królowo? Która z Twoich historii jest tą prawdziwą? 

Mam już bilet na samolot, Lulu mi go przysłał pocztą. Gdzieś tu jest w szufladzie. Pomożesz mi się spakować, ma doudou? Mój brat przyjedzie po mnie na lotnisko, a potem wzdłuż wybrzeża pojedziemy do Saint Anne, do naszego domu. Lulu złowi kilka ryb, upiekę je w ogniu, usmażę acras. Jak wzejdzie księżyc, chłopcy przyniosą bębny i będziemy śpiewać i tańczyć do rana, do ostatniej kropli rumu. 

Któregoś dnia na plaży Anse Michel w Saint Anne złapała nas burza. W popłochu pozbieraliśmy ręczniki i pobiegliśmy się schronić przed deszczem w pobliskim lesie. Po kilku krokach wąska ścieżka zaprowadziła nas do Drzewa. Było ono tak olbrzymie, że w zasadzie samo w sobie było całym lasem, majestatyczne konary wznosiły się niczym rzędy kolumn gotyckiej katedry. Dopiero wtedy przypomniałam sobie Odette i jej opowieści o przeklętym figowcu, co nie ma początku ani końca, o tym, jak z upływem lat kolejne gałęzie chylą się ku ziemi i ukorzeniają, by przerodzić się w następne drzewa żyjące własnym życiem, ale jednocześnie pozostające częścią Drzewa. Każde z nich szeptało kroplami deszczu inną, ale w końcu i tak tę samą historię. Jak poplątane myśli Odette, jak rozwidlające się w nieskończoność przedziwne ścieżki życia.  

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz