Najwcześniejszy poranny statek dociera do Bréhat z Pimpol o 8:30, a wraz z nim pierwsi turyści. Później przybędą następni, i następni, a wszyscy skierują się na północ i cel będą mieć ten sam: Phare de Paon, w wolnym tłumaczeniu: Latarnia Pawia. Uczepiona kurczowo czerwonych skał, dzielnie znosi nie tylko przewalające się nad nią w czasie sztormów fale, ale także codzienny zalew ludzkiej rzeki, co swe źródła ma w porcie, przez 4 km kreśli meandry wśród zielonych pagórków, by w końcu szerokim rozlewiskiem spłynąć na taras wokół latarni.
Wieczorem ludzka rzeka wysycha i gdy słońce zacznie się chować za stromym dachem kapliczki Saint Michel, możesz wreszcie wyruszyć na koniec świata. Zostaw rower przy ostatnim domu, dalej ścieżka jest już zbyt wąska, zbyt kamienista. Natarczywe dobijanie się oceanu do skalistej twierdzy stłumi odgłos kroków i będziesz jedynym strażnikiem obronnych murów, i poczujesz, że zadanie to wcale Cię nie przerasta.
Nie będzie Ci potrzebny ani pies, ani gwiazda, bo gdy już w końcu na jednym z czerwonych głazów u stóp Phare de Paon znajdziesz ten koniec świata (i to nie naiwność), z otwartymi ramionami będą tam na Ciebie czekać wszyscy ci, których nie ma.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz