Kiedy wjeżdża się do Peronne od strony Cambrai, tablica ze strzałką w lewo tuż za ceglaną Bramą Bretanii głosi, że hotel ''Les Remparts'' serdecznie zaprasza, 40 komfortowych pokoi, trzygwiazdkowa restauracja z widokiem na jezioro, specjalność wędzone węgorze. Tablica ciągle stoi, chociaż hotel zamknięto już ponad rok temu, a od tygodnia nie ma już nawet najmniejszej nadziei na to, że przy stolikach na tarasie znowu kiedyś zasiądą australijscy turyści, bo stoliki, tak jak i wszystko inne, sprzedano na licytacji.
W zasadzie przyczyną upadku ''Les Remparts'' był zbyt duży sukces. Zachęcony powodzeniem malutkiego hoteliku właściciel postanowił go troszkę rozbudować, a dokładniej... podwoić ilość pokoi. Zadłużył się, kosztorys rozminął się nieco z prawdą, nad dobudowanymi murami nigdy nie położono dachu, zamknięto na stałe okiennice, z pelargonii zostały tylko wyschnięte kikuty, na wejściowe schody nawiało liści. Pomimo swojej przewidywalności lapidarne ogłoszenie w ''Courrier Picard'' wyglądało jak nekrolog:
W środę 27 maja o 15:00 w byłym hotelu ''Les Remparts'' odbędzie się licytacja całego wyposażenia, między innymi: profesjonalny sprzęt kuchenny, zastawy stołowe, szklanki, kieliszki, ręczniki, pralki, stoły, krzesła, łóżka. Wszystkich zainteresowanych serdecznie zapraszamy!
Zainteresowani stawili się licznie niczym stado sępów. Kiedy w końcu klucz skrzypnął w zamku wielkich czerwonych drzwi, do chłodnej sieni wtoczyło się ponad dwieście osób: właściciele sąsiednich restauracji, handlarze staroci, ciekawscy, gapie. Wybraliśmy się na licytację licząc na odrobinkę szczęścia w piwnicach hotelu, o zawartości których krążyły legendy. I faktycznie były i szampany, i burgundy, i białe wina z Alzacji, i dwudziestoletnie bordeaux, lictytowane w niepełnych brudnych kartonach w takim tempie, że za każdym razem zanim udało nam się w stresie podzielić cenę kartonu przez ilość butelek (''po raz pierwszy''), zlokalizować dane wino na mentalnej mapie francuskich winnic i zastanowić się nad rocznikiem (''po raz drugi''), padało definitywne ''po raz trzeci''. Robienie zakupów na licytacji to zajęcie dla specjalistów, starych wyjadaczy, pewnych siebie ryzykantów. Można sobie było wylicytować lustra łazienkowe i kubeczki do mycia zębów, szczypce do jedzenia ślimaków i noże do otwierania ostryg, fartuszki dla kelnerek i szlafroki dla gości hotelowych, klamki, drzwi, lampy. Kiedy właścicielki okolicznych pokojów gościnnych zaczęły wydzierać sobie pościel z wyhaftowanym w rogach zawijasem ''Les Remparts'', opuściliśmy mroczną salę restauracji z zakurzonymi obrusami i unoszącym się w powietrzu zapachem wilgoci.
Niech stare mury ''Les Remparts'' spoczywają w pokoju.
Ninejszym chciałabym rozwiać wszelkie wątpliwości dotyczące łyżeczek z poprzedniego posta: nie, nie pochodzą z licytacji.
Wszędzie jest tak samo, jak widać. Nikt nie pomyśli o tym, że kiedyś jego mogą licytować i że chciaż odrobina godności jest w życiu wskazana. Cóż, skoro niektórzy od razu nazwą to frajerstwem życiowym, bo pozbawi czegoś za pół darmo.
OdpowiedzUsuń