czwartek, 3 sierpnia 2017

Ouessant: Wyspa Kobiet




Na Ouessant porty są dwa: spoglądający w stronę kontynentu nad wodami zdradzieckiego Fromveuru Stiff i Lampaul, ukryty w głębokiej zatoce otwierającej się na Ocean. To tu chłopcy wsiadali do chybotliwych rybackich łódeczek, na pokład dumnych królewskich żaglowców i na olbrzymie jak wieloryby statki handlowej floty. Tych młodych zawsze było najwięcej. Głodny silnych ramion i twardych charakterów wyspiarzy Ocean zabierał matkom chłopców i rzadko kiedy oddawał mężczyzn. Wpatrując się w ginące za horyzontem maszty, przytrzymywały ręką wstążki białych czepców, wiatr podwiewał sięgające kolan wełniane spódnice. Taka właśnie jest odwieczna kolej rzeczy: mężczyźni należą do oceanu, a kobiety zostają w porcie. Ouessant od zawsze była wyspą kobiet. 

Ta kobieca społeczność, o mocnej strukturze i tradycji, scementowana koniecznością walki o przeżycie w obliczu żywiołów, przetrwała w niezmienionym kształcie prawie do lat '60, kiedy to dzięki regularnym połączeniom promowym z Le Conquet Wyspa znacznie przybliżyła się do kontynentu. Na Ouessant to kobieta była władczynią domu i rodziny, strażniczką wyspiarskiego języka i pieśni. Do niej należały owce, pastwiska, poletka gryki i pszenicy, skrzydła maleńkich wiatraków (każda rodzina miała swój!), kamienne domki. Podział tego skromnego majątku odbywał się wyłącznie w damskim gronie i to kobiety prosiły tu mężczyzn, nawet tych o wiele młodszych, o rękę, trzeba było się spieszyć, nim połknął ich Ocean. Na wyspie nie można było na nich liczyć, a przecież trzeba "coś jeść, gdzieś mieszkać, w coś się ubrać i rozpalić ogień", jak mówiono tu jeszcze nie tak dawno. Kobieta Ouessant nie miała innego wyjścia, musiała być silna i samowystarczalna. 

Mężczyzna był tu zawsze wielkim nieobecnym. Jeśli już czasem pojawiał się u drzwi jak zbłąkany wędrowiec, to tylko na ulotną chwilę, ciągle w drodze, jego dotyk jak morska fala. Nie miał żadnych obowiązków, ale też żadnych praw, nawet nie mógł wybrać sobie żony, która i tak nigdy nie nosiła jego nazwiska. Nie potrafił się niczym zająć na wyspie, uprawa roli i hodowla owiec to domena obecnych, o niczym nie decydował, nic do niego nie należało. Życie na wyspie doskonale toczyło się bez niego, czy w ogóle był komuś potrzebny? Odwieczny przechodzień, zawsze w ruchu, zostawiał po sobie jedynie tęsknotę brzmiącą w płaczu tulonych do piersi dzieci. I odległy posmak miłości, kryształki soli porzucone przez odpływ w zagłębieniach skał.

Dziś ostały się tylko dwa wiatraki, lecz żaden z nich już nie mieli ziarna. Kamienne domki wynajmują letnicy, zarastają cierniami leżące odłogiem pola. Historia ujarzmiania Wyspy przez kolejne pokolenia kobiet, zapisana kamiennymi murkami przecinającymi równinę, powoli staje się zupełnie nieczytelna. Jednak powiem wam w sekrecie, Siostry z Ouessant kroczące z podniesionymi głowami w procesjach Proelli*, że każdy centymetr tej bezdrzewnej wyspy wciąż przerośnięty jest waszymi korzeniami. 


*Celebrowana na Ouessant ceremonia pogrzebowa zaginionych na morzu. 

Inspiracje: Françoise Péron, Emmanuel Fournier, "Se confier à l'île", Locus Solus, 2015

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz