poniedziałek, 8 marca 2010

Tincourt Boucly: New British Cemetery


Brytyjski cmentarz wojskowy w Tincourt Boucly jest jednym z ponad 420 miejsc spoczynku żołnierzy Wielkiej Wojny w departamencie La Somme. Francuzi nie mówią o Pierwszej Wojnie Światowej, tylko właśnie o Wielkiej Wojnie, która niczym miażdżący wszelkie przejawy życia stalowy walec przetoczyła się przez północną Francję. Zginął na niej co 25 Francuz, do dziś widać w rolniczym krajobrazie Pikardii ostre blizny okopów, niezagojone wrzody eksplozji pocisków.

Bitwa nad rzeką Sommą była najbardziej krwawą w historii brytyjskiej armi. Suche cyfry wprawiają w przerażające zdumienie i trudno sobie wyobrazić horror tych kilku miesięcy spędzonych w okopach. 1 lipca 1916 roku na froncie długości 40 kilometrów Brytyjczycy rozpoczęli atak - wojska francuskie były wówczas głównie skoncentrowane wokół Verdun. Ofensywa trwała do połowy listopada. Sześć miesięcy walk przyniosło zatrważający bilans: 420 000 zabitych po stronie brytyjskiej i 200 000 po stronie francuskiej. Niemcy stracili na polu bitwy 437 000 żołnierzy, co daje nam w sumie ponad milion ofiar. W tym czasie wojskom ententy nie udało się nigdy przesunać linii frontu o więcej niż 12 kilometrów. Rachunek jest prosty: pole walki miało 480 kilometrów kwadratowych, więc na każdy metr kwadratowy przypadają dwaj zabici.

Na cmentarzu w Tincourt leżą obok siebie Anglicy, Szkoci, Australijczycy, Chińczycy, Włosi, Hindusi, Niemcy, Francuzi. Na każdej białej stelli krzyż, insygnia pułku, pod nimi imię i nazwisko, data śmierci i wiek, na samym dole wolne miejsce zostawione rodzinie zmarłego na wygrawerowanie kilku słów. Bezimienne ciała zostały pochowane jako ''Known unto God'', albo ''A soldier of the Great War''. Bohaterowie, tchórzowie, zdrajcy, zabójcy i święci, niedoszli Flaubert, Dickens, Schiele. Wszyscy byli kiedyś małymi chłopcami, kochali i byli kochani, wszyscy mieli jakieś imię, wojskową ksywkę, przezwisko, którego nie lubili. Wszyscy zostali przemieleni przez wielki młyn wojny totalnej, tej, która wydziera z ramion rodziny najmłodszych, najsilniejszych i najpiękniejszych, by rzucić ich w stalowe szczęki rozdzierające na strzępy. Ci, którzy wracają, są starsi, słabsi, brzydcy. Nikt nigdy, przenigdy, nie wygrał żadnej wojny.

Wpis inspirowany wydaną w styczniu 2010 przez Stock książką Guillaume de Fonclare ''Dans ma peau''.

7 komentarzy :

  1. Przeczytałam ostatnio w felietonie Stommy w Polityce (pewnie jakiś stary numer), że pod Verdun walczyło 85% młodych Francuzów. Francuskie dowództwo postawiło na rotację oddziałów, Niemcy z kolei tylko uzupełniali braki kadrowe. Niemców pod Verdun walczyło ponoć tylko 10%. I tak po wojnie we Francji żaden rząd z nastawieniem militarystycznym nie miałby szans na wygraną, a w Niemczech sprytnie wykorzystano hasło noża w plecy, ponieważ tam wojna nie była aż - według Stommy - taką traumą, jak we Francji.

    OdpowiedzUsuń
  2. I niedoszli Remarque'owie. Brr. A na zachodzie dalej bez zmian.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie to napisałaś... dodam tylko od siebie, że szkoda mi iż dopiero na cmentarzu niektórych udaje się "pogodzić" niezależnie od wiary, narodowości, poglądów...

    I masz rację... wojna to stan nie do wygrania...

    Pozdrawiam Cię!

    OdpowiedzUsuń
  4. pikfe:jak się trochę pomieszka na tej ziemi, z której ciągle jeszcze co roku wydobywa się tony niewybuchów sprzed prawie stu lat, lepiej się rozumie zachowanie Francuzów w czasie drugiej wojny światowej. To była prawdziwa rzeźnia, bezsensowna, bezcelowa, oby nigdy więcej.

    KK: Niestety masz rację. Może dlatego, że niektóre kraje, jak takie USA na przykład, nigdy nie doświadczyły takiego horroru na własnym terytorium?

    Mała Mi: Wiesz, ci żołnierze nic do siebie nie mieli, zostali wplątani w trybiki wielkiej maszyny historii, która kazała im siebie nawzajem wyrzynać bagnetami. Było takie słynne wydarzenie, o którym nawet kilka lat temu powstał film ''Joyeux Noel'', kiedy to w wigilię 1914 roku niemieccy, francuscy i brytyjscy żołnierze na jednym z frontów zawarli nieoficjalne zawieszenie broni na jedną noc, wyszli z okopów, składali sobie życzenia, pili razem wódkę i śpiewali bożonarodzeniowe pieśni. A potem wrócili do okopów i zaczęli do siebie strzelać. Taki był rozkaz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój pradziadek walczył na froncie we Francji w armii pruskiej, mam zachowane foty z tego okresu, świetna pamiątka. Ocalał, bo został ranny i resztę wojny spędził w lazarecie. Drugi pradziadek poszedł walczyć za kajzera na wschód. Jego ciała nigdy nie odnaleziono.

    OdpowiedzUsuń
  6. Poruszająca notka i porażające liczby...aż się wierzyć nie chce że u mnie w pokoju leżałoby 20 ciał...;/ bardzo obrazowo to przedstawiłaś.

    Czytałam kiedyś o tej Wigilii w 1914 roku. Niesamowity pakt, który ukazuje,że żołnierze byli tylko kukiełkami sterowanymi z góry za pomocą czegoś mniej przyjemnego aniżeli standardowe sznurki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Merci pour votre gentillesse, et pour le bonheur que vous me faites d'avoir aimé mon livre.

    Bien à vous,

    Guillaume de Fonclare

    OdpowiedzUsuń