wtorek, 3 maja 2016

Laon: Kropla złota



Kiedyś były tu winnice.

Laon zwija się w kłębek, jak drzemiący w słońcu kot. Z placu przed ratuszem wąska uliczka prowadzi do bramy w miejskich murach, potem jeszcze kilka metrów w lewo i już można zbiec po stromych schodkach pomiędzy brzozy i buki. Średniowieczne domy szczelnie okrywają wygięte w łuk wzgórze i potykając się o nierówny bruk trudno się domyślić, że to szorstkie kamienne miasto tuli na podołku kawałek najprawdziwszego lasu.

Kiedyś były tu winnice.

Mnisi kolumbańscy osiedlili się w Laon w VI w., a pięćset lat później przyjęli regułę świętego Benedykta. Klasztor Świętego Wincentego pozdrawiał katedrę Notre Dame stojącą na drugim krańcu wzgórza, ponad kotliną porośniętą winoroślą, jak przyjaciel z przeciwległego brzegu zielonego jeziora. Dziś obronne mury opactwa powoli chylą się ku ziemi, z budynków mieszkalnych po pożarze w 2008 r. zostało niewiele poza fasadą, z rozebranego w XIX w. gotyckiego kościoła nie ocalało nic. A co to był za kościół! Na 90 metrów długi  i na 45 szeroki, 4 olbrzymie rozety i 135 witraży... w niczym nie ustępował samej Notre Dame! W XIX w. stacjonowała tu armia, a krużganki przekształcono w arsenał artylerii. 20 000 woluminów z klasztornej biblioteki rozpierzchło się po świecie, na miejscu klasztornych ogrodów wyrosło blokowisko. Pod soczystą wiosenną trawą do dziś rozciąga się wykuta w skale pajęczyna piwnic, w których niegdyś leżakowały tysiące brzuchatych beczek.


Kiedyś były tu winnice.

"Goutte d'or", "Kropla złota", tak nazywało się to wino, które od V do początków XX w. szumiało w koronowanych głowach północnej Europy. Dostojne bordeaux mają zaledwie trzysta lat, przy "Złotej kropli" to niemowlęta. Jak okiem sięgnąć, pięciolinie winnych szczepów nadawały rytm równinom i pagórkom, zgięci wpół robotnicy uwijali się w winnicach należących do biskupa Laon, czy do rozmaitych zakonów, nawet tych z siedzibą w odległej Flandrii, bo posiadanie poletka winorośli w Laon było kwestią prestiżu. Francuscy królowie w dniu koronacji w Reims, w stolicy Szampanii, wcale nie wznosili toastów szampanem*. Chłodząc królewskie usta złoto kielicha Świętego Remigiusza przeglądało się w kroplach wina z Laon.

Kiedyś były tu winnice.

A potem rewolucja zamknęła klasztory, uprawa pszenicy okazała się bardziej opłacalna od winorośli, kolej żelazna przywiozła tanie wino z Południa. Ostatnie poletko, zaatakowane przez filokserę, wypalono w latach '20. Dziś garstka zapaleńców próbuje posadzić na zboczach Laon kilka winnych krzewów, by odnaleźć smak "kropli złota" i burmistrz wręcza w prezencie każdej parze nowożeńców lśniącą butelkę... ale niestety podobno trunek to znacznie lepiej prezentujący się w piwniczce, niż w kieliszku.

Kiedyś były tu winnice.

Gdy w końcu staję na szczycie wzgórza, zmęczenie ostatnich kroków upaja jak wino. Notre Dame niestrudzenie wyciąga ramiona, choć z drugiego brzegu już od dawna nie ma żadnej odpowiedzi. Strome ścieżki wciąż powtarzają melodię mozolnych kroków mnichów dźwigających do klasztoru brzemienne gronami wiklinowe kosze. Wiosenne słońce budzi w ulach Kotliny Świętego Wincentego skrzydlatych robotników toczących krople złota. Nie wolno nam zapomnieć, że...

Kiedyś były tu winnice.


* Winorośl zaczęto uprawiać w Szampanii dopiero w XVI w., a procedurę podwójnej fermentacji pozwalającą otrzymać charakterystyczne bąbelki opracował mnich dom Perignon pod koniec XVII w.


11.