piątek, 28 listopada 2014

Martynika: Wszystkie odcienie niebieskiego



Kiedy po ośmiu godzinach lotu na horyzoncie ukazuje się ląd, oczy zasnute jesiennymi szarościami Paryża długo nie mogą się przyzwyczaić do takiej ilości niebieskiego. W wilgotnym świetle tropikalnego słońca wibrują błękity, turkusy, ultramaryny, granaty i indygo. Gdyby nie zdjęcia, na które można spojrzeć w niekończące się zimowe wieczory, wydawać by się mogło, że to jakaś zbiorowa halucynacja. Martynika mieni się wszystkimi odcieniami niebieskiego. 


piątek, 21 listopada 2014

Belle-Ile-En-Mer: Pouce-pied



Tak, w istocie. Wydaje się to być niemożliwe, ale to jednak prawda. Też na poczatku nie mogłam w to uwierzyć, choć mieszkam już tutaj od dziewięciu lat i nie dziwi mnie ani czarny kozi ser, ani ślimaki na przystawkę i uwielbiam ostrygi. Zdrowy rozsądek popada w panikę, ale zaiste, to prawda. Francuzi są w stanie zjeść również i TO COŚ.

Pouce-pieds, przysmak z Belle-Ile. Przedziwne zwierzę przyczepione do nadmorskich skał, z daleka wygląda jak biały kwiat, z bliska - jak palce wiedźmy. Z brudnymi pazurami. Myślałam, że moja zdolność do integracji w tym ukochanym przeze mnie kraju nie ma granic. Jednak ma. Smacznego!



czwartek, 20 listopada 2014

Czas odlotów


Najpierw jest ich dziesięć, chwilę później kilkaset, a kiedy słońce zajdzie już zupełnie - setki tysięcy. Obsiadają bezlistne topole nad pobliskim jeziorem i debatują. Co jakiś czas jeden z nich wzbija się w powietrze pociągając za sobą wszystkie pozostałe, jakby łączyła je jakaś niewidzialna nić i zaczyna się podniebny szalony balet.


Stoję zahipnotyzowana wirującą chmurą ptasiego pyłu. Za kilka dni odlecą ku lepszemu światu, pory roku odnajdą swój rytm. Teraz jest czas oczekiwania, zbierania sił do drogi, czas szumu skrzydeł szpaków nad moim podwórkiem.