czwartek, 24 grudnia 2009

Reunion: Nephila czarna. Ilustrowany atlas zwierząt cz.4


Królestwo: Zwierzęta
Typ: Stawonogi
Gromada: Pajęczaki
Rząd: Pająki
Gatunek: Nephila nigra. Po polsku - Nephila czarna. Dla miejscowych: stara znajoma Bibe.
Obszar występowania: Seszele, Gujana Francuska, Madagaskar, Reunion. Kąt w łazience, krzaki przy górskich ścieżkach, koszmary Polki w podróży.
Wymiary: Nephilię cechuje bardzo wyraźny dymorfizm płciowy. Pani Bibe ma czrerocentymetrowy odwłoczek i bardzo długie nogi: od końca tylnej do końca przedniej trzeba liczyć jakieś 15 centymetrów. Jej małżonek jest dużo skromniejszy, prawdę mówiąc, to jest dziesięć razy mniejszy. Mieszka po lewej stronie pajęczyny żony, zjada resztki, siedzi w kącie i się nie odzywa.
Sieć: Rekord Guinessa w pajęczym świecie, wielka i niesłychanie wytrzymała, używano jej dawniej do połowu małych rybek.
Rozmnażanie: Ryzykowna sprawa. Mąż musi się dostać jakoś do żony i zostać rozpoznany jako mąż, a nie jako kolejna gotowa do zjedzenia ofiara. Jak się nie uda, to po mężu. No więc siada biedaczek w rogu sieci i wystukuje delikatnie na nitkach umówiony kod. Jak pani Bibe zrozumie, wpuści męża. Jak nie, to po mężu. A kiedy wszystko się uda, po krótkich pieszczotach trzeba uciekać ile siły w nogach, bo kobiety mają krótką pamięć i pani Bibe nie zawsze pamięta, że ten mały pajączek, co jej rusza siecią, to jej mąż. Jak się biegnie za wolno, to po mężu.
Szkodliwość: Podobno zerowa. Bibe żywi się muszkami, komarami i innymi owadami, które złe wiatry zniosą w jej chaotycznie utkaną sieć. Nie jest jadowita, nie gryzie. Spotkanie z nią pozostawia uraz jedynie psychiczny.

wtorek, 22 grudnia 2009

Reunion: Genealogia


Patrząc, jak żarłoczne nadmorskie miasta wdzierają się coraz wyżej na skaliste zbocza kaskadami kolorowych domków, aż trudno uwierzyć, że 400 lat temu na Reunion nie było ani jednego człowieka.

Arabowie, Anglicy, Holendrzy, Duńczycy i Portugalczycy rysowali Wyspę na swoich mapach szerokiego świata, ale raczej ku przestrodze, niż jako ląd, na którym warto postawić stopy. Dopiero Francuzi stwierdzili, że te bezwartościowe kamienie mogą się im do czegoś jednak przydać: bo i na Madagaskar blisko, i w drodze do Indii można napełnić beczki kryształową wodą z górskich wodospadów, zasuszyć owoce. W 1663 roku do czarnego skalistego brzegu dobił francuski okręt, z którego prawie siłą wypchnięto na ląd dwunastu osadników, dwie krowy i kozę. Taki mały test: przypłyniemy po nich za kilka lat i zobaczymy, jak się mają. Jak się okazało, mieli się świetnie. Osadnicy podzielili między siebie nadmorskie ziemie, jak kawałki tortu, wykarczowali lasy, narysowali dokładne mapy. Potem przybyli następni i następni, trzeba było szukać żon na Madagaskarze. A później i niewolników, gdy ziarenka kawy z Reunion podbiły paryskie kawiarnie. Tak więc pracowali do utraty tchu, nierzadko u własnych ciotek i babek, młodzi malgascy chłopcy, afrykańskie dziewczyny. Już wtedy patrząc mieszkańcom Reunion w oczy nie sposób było odgadnąć kto z nich jest niewolnikiem, a kto panem, geny mieszały się niestrudzenie w wielkim garze dziejów, kolor skóry stracił swoje podskórne znaczenie. Potem nadeszła era cukrowej trzciny, Hindusów zaciągniętych do pracy na plantacjach, chińskich handlarzy, wolności niewolników. Dziś jest czas turystów z całego świata, którzy wylegli grzać brzuchy na koralowych plażach, jak stada morskich słoni. Mieszają się religie, kultury, języki, wygodne kategorie istnieją tylko w naszych głowach.

Skąd pochodzisz? Ulubione pytanie Francuzów nie ma na Reunion najmniejszego sensu. Każda twarz jest zwierciadłem niełatwej historii Wyspy, każde drzewo genealogiczne jak las splątanych tamarynowców.


niedziela, 20 grudnia 2009

Reunion: Margouillat. Ilustrowany atlas zwierząt cz.3


- Nathalie, znasz się na ptakach?
Jemy kolację na werandzie kolonialnej drewnianej case pod starym mangowcem, z którego zwieszają się na długich pędach zielone jeszcze owoce. Na stole z tamarynowca palą się odstraszające komary świece, pachną białe plumerie, duszne powietrze zwiastuje niosące ulgę nocne deszcze. Ostrożnie odcedzam gotowane w mundurkach ziemniaki, odrobinka europejskiego luksusu, w końcu coś innego, niż ryż. Nathalie obraca na grilu filet z espadona (po polsku podobno miecznik).
- Trochę się znam, przez piętnaście lat już się zdążyłam nauczyć. Na Reunion jest może w sumie z dziesięć gatunków, łatwo je zapamiętać. Są czerwone kardynały, takie śmieszne kosy w żółtych okularkach, wrzeszczące tkacze, malutkie leśne tec-tec, miejscowy myszołów, błękitne turkawki, trochę jaskółek.
- Wron nie ma?
- Chyba nie ma, nigdy nie widziałam.
- A sowy są?
- Nie sądzę.
- To co to za ptaszysko tak tu ciągle kracze nad nami?
- Gdzie?
- O słyszysz? Takie krrra krrrra.
- A, to nie ptaki, to margouillat.
- Co?
- Takie małe zielone jaszczurki z przyssawkami na łapkach. Wszędzie ich pełno, biegają po ścianach, po suficie, czasem jakaś spadnie na stół. Pożyteczne stworzonka, zjadają komary. O, tam jedna siedzi przy drzwiach, widzisz?

Leżąc pod wykrochmalonymi prześcieradłami i obserwując czujnie drewniany sufit ze śmigłem wentylatora mielącym gorące powietrze, zastanawialiśmy się do późna w nocy, czy na pewno chcemy spać przy zgaszonym świetle. Jeśli małe słodkie margouillat spadają czasem na stół, to i na łóżko też im się pewno zdarza. Odwagi! Pstryk. Byle nie myśleć o lepkich przyssawkach margouillat na mojej twarzy. Byle do rana.

piątek, 18 grudnia 2009

Reunion: Droga - instrukcja obsługi


- Pierwszy raz na Reunion? - Ciemnoskóra recepcjonistka w wypożyczalni samochodów energicznie podaje kluczyki. - Pamiętajcie, najważniejsze to przestrzegać znaków! Jak jest napisane, że nie wolno przejeżdżać, kiedy droga jest zalana, to znaczy że nie wolno. No chyba, że macie ochotę na kilkukilometrowy ślizg do morza - po każdym większym deszczu kilka samochodów prowadzonych przez metro* ląduje w ten sposób na plaży. I jak droga jest wąska i są zakręty, to trzeba trąbić, żeby ci z naprzeciwka wiedzieli, że jedziecie. A, jeszcze jedno, jak się ta lampka tu świeci, to macie klocki hamulcowe starte - uśmiechnęła się znacząco.

Nie żartowała - jeżdżenie samochodem po Reunion to sport ekstremalny. Poza dwupasmówką, okrążającą wyspę wzdłuż wybrzeża, wszystkie inne drogi to górskie serpentyny bez żadnych barierek, okraszone stumetrowymi przepaściami, betonowymi rowami, wodospadami spływającymi na asfalt, mostkami nad potokami, które, jak wynika z ostrzegawczych tablic, często występują z brzegów. A i dwupasmówka jest niczego sobie: pomiędzy Saint Paul i Saint Denis przez piętnaście kilometrów biegnie skalną półką pomiędzy klifami i oceanem i niestety jest zamknięta po większych deszczach, gdyż olbrzymie bloki skalne odrywają się od falezy i spadają prosto na jezdnię. No i jeszcze w okolicach wulkanu jest czasem zamknięta - tak na przykład w kwietniu 2007 roku przetoczył się przez nią strumień lawy o szerokości 1500 i o grubości 80 metrów. Rzadkie są momenty, kiedy można wrzucić trójkę, średnio na kilometrze drogi pokonuje się 100 metrów wysokości. Od czasu do czasu sprawdzaliśmy, czy ręczny działa, bo gdyby tak jednak te klocki hamulcowe się starły...

Reuniończycy nie mierzą odległości w kilometrach, tylko w minutach. Linie proste są wyłącznie na mapie.

*metro - Francuzi z Europy, którzy w odróżnieniu od Francuzów z Reunion, pochodzą z metropolii

środa, 16 grudnia 2009

Reunion: Tkacz towarzyski. Ilustrowany atlas zwierząt cz.2


- Hej hej hej, teren czysty? Nie ma węża?
- Nie ma, wskaaaaakuj staaaary!
- Widziaaaaaaałem go przed chwilą, w trawie przy wodospadzie się chował, cwaniak, kombinował, jak by nam jajka ukraść. Niech no tylko spróbuje się dostać do naszych gniazd, gniazd, gniazd, gniaaaaazd.
- Tak, już go wiiiiiiiiiiiiiiiidze, jak pełznie po pniu, po gałęzi, coraz dalej, i... buuuuum! Prosto do strumienia, hehe! I już po nim, nim, niiiiim!
- Fiuuuuu, aleśmy go wykiwali, co nie? Wiszące gniazda z wejściem od spodu, trzeba było na to wpaść! Główka pracuje, hehe. Nie ma, nie ma, nie ma z nami szans!
- Naprawdę go dziś widziałeś?
- Fiuuuu, to znaczy widziałem taki jakby długi cień, jak to moja babka z Madagaskaru opowiadała, w żółte kropki, ki ki ki kiiii.
- Ty to masz szczęście, ja to go jeszcze niiiiiiiiigdy nie widziałem. Duży był?
- Fiuuuuu, to znaczy bałem się podlecieć bliżej no i nie wiem, może mi się tak tylko wydawało... Ty, patrz! Tam jest! Pod bananowcem! Pełznie tuuuuuu!
- Uciekamyyyyy!

Zapada wieczór i - jak to na Reunion - zapada szybko, wydłużając i malując cienie w złote kropki. Tkacze gadają głośno jeden przez drugiego i będą tak gadać aż zrobi się całkiem ciemno. Wiecznie wystraszone, maniakalnie perfekcyjne, bez przerwy coś tam jeszcze zaplatają, dociągają poluzowane ździebełka, nerwowo kszątają się bez celu. Tymczasem wąż... jaki wąż? Najwyższe naukowe autorytety są co do tego zgodne: na Reunion nie ma i nigdy nie było żadnych węży. Ktoś w końcu mógłby powiedzieć o tym tkaczom...

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Reunion: Koncert życzeń


Dwa miliony lat temu na dnie Oceanu Indyjskiego z gorących wnętrzności ziemskiego globu narodził się wulkan. Jak mówią miejscowi, tak długo pluł i pluł czerwoną lawą, aż wypluł całkiem spory kawałek wyspy i zasnął wyczerpany. Na jego zboczu otworzyła się kolejna ziejąca siarką paszcza, która do dziś z lubością pluje na zachodnie wybrzeże dodając wyspie co roku kilka nowych smolistych hektarów.

Ten kawałek zastygłej lawy o obwodzie dwustu kilometrów to wyspa Reunion, która od czasów kolonialnych jest francuskim departamentem zamorskim. I choć patrząc na mapę świata ma się wrażenie, że to nie prawdziwa wyspa, tylko jakiś błąd w druku, to na tym malutkim kamyczku wrzuconym do oceanu mieści się w miniaturze cały świat. Jest tam pustynia, tropikalna dżungla, kawałek sawanny i zielone pola cukrowej trzciny, plaże ze złotym piaskiem i rafą koralową, wcinające się w morze klify. Na zachodnim wybrzeżu prawie nigdy nie pada, a za to na wschodnie spada rocznie ponad 6 metrów wody. Najwyższy szczyt - Piton des Neiges- ma 3071 metrów wysokości i znajduje się 25 kilometrów w linii prostej od wybrzeża. Od czasu do czasu pokrywa się nawet śniegiem. Są rzeki, wodospady, jaskinie. Odcięte od świata wioski, gdzie ludzie mówią tylko po kreolsku i całkiem normalne europejskie miasta z palmowymi alejami. Wulkany do wyboru są dwa: wolisz wygasły, czy jeden z najaktywniejszych na całej planecie?

Istny koncert życzeń. Mówisz i masz. Tylko od czego tu zacząć?

sobota, 12 grudnia 2009

Reunion: Kardynał. Ilustrowany atlas zwierząt cz.1


Kiedy sucha i chłodna zwrotnikowa zima kołysze łagodnie białymi piuropuszami kwiatów cukrowej trzciny, kardynał z Reunion w zasadzie niczym się nie różni od naszego poczciwego szaro-burego wróbelka. Może tylko komfortem gniazda, które w ptasiej skali naprawdę zasługuje na pięć gwiazdek. Trzeba się nieźle namęczyć, znaleźć działkę budowlaną z widokiem na ocean, naznosić trawek, pociętych w paski palmowych liści i innych kłaczków, żeby utkać misterny domek zawieszony na czubku gałęzi. Z przedpokojem, oczywiście, bo pani kardynałowa nie lubi, jak jej wieje do wyścielonej mchem sypialni. A najlepiej to takich domków wybudować kilka, żeby ukochana mogła sobie spokojnie wybrać, w którym z nich ma ochotę wysiadywać potomstwo. Kiedy roboty budowlane są skończone, trzeba się wystroić w czerwoną koszulę i cierpliwie czekać na pierwsze wiosenne październikowe deszcze. Jak tylko spadną, można będzie w końcu ruszyć na podryw.

czwartek, 10 grudnia 2009

Reunion: Podróż


Siedząc wygodnie w ciepłym brzuchu olbrzymiego boeinga 747 mknącego ponad tysiąc kilometrów na godzinę nad świetlistą równiną chmur, trudno sobie wyobrazić, że kiedyś była to podróż życia i nie wszyscy docierali do celu. Z Hawru pod płóciennymi żaglami wypływało się na ocean, by żeglując wciąż dalej i dalej na południe po pięciu miesiącach dotrzeć do przylądka Dobrej Nadziei. Potem jeszcze miesiąc drogi na Madagaskar i stamtąd tydzień na wschód. Wyspa witała marzycieli czarnymi nożami przybrzeżnych skał i jak wszystkie ziemie obiecane miała to do siebie, że trzeba było walczyć o każdy jej centymetr. Wrogowie to nie tubylcy, których nigdy tu nie było, tylko rozszalała natura, pożerająca wszystko roślinność, strumienie parzącej lawy, pojawiające się niespodziewanie rwące potoki, skaliste urwiska, dreszcze malarii i nieodparte pragnienie powrotu do świata, który jest zrozumiały i przewidywalny.

Dziś kapitan wita państwa serdecznie na pokładzie, za chwilę zaserwujemy ciepły posiłek, do wyboru lasagnes i pieczony kurczak, wyświetlimy także trzy filmy, w kieszeni fotela znajdą państwo słuchawki. Morskie burze łamiące maszty zostały dziesięć kilometrów pod nami, ikonka samolotu niestrudzenie przesuwa się po ekranie, właśnie niepostrzeżenie wpłynęliśmy na Morze Śródziemne.

Kiedy po jedenastu godzinach lotu postawiliśmy stopy na stałym lądzie, ciepłymi ramionami otoczyło nas pachnące kwiatami powietrze.

Jest koniec listopada, na Reunion właśnie zaczyna się lato .