niedziela, 14 stycznia 2018

Ouessant: Proëlla




Jeszcze gładzi dłonią szorstkie pukle na grzbiecie owiec, jeszcze ciągnie je za sobą przywiązane do zardzewiałego łańcucha, jeszcze wbija palik w świeżą trawę. Ona jeszcze nie wie. 

Dziś rano do portu przypłynął statek, a wraz z nim wiadomość. Trzeba znaleźć nestora rodu, mężczyznę, który ją udźwignie. Nie jest łatwo być najstarszym, grand-père Yves Amadru przyciska do piersi czarny kapelusz, ból losu jeszcze bardziej przygina go do ziemi, wolałby już to miejsce odstąpić innym. 

A ona jeszcze zbiera drewno na głazach przylądka Pern, na wyspie Ouessant nie ma żadnych drzew, po opał chodzi się nad ocean. Sztorm był łaskawy, naniósł gałęzi, jeszcze trzeba je powiązać i zanieść do domu na plecach. Ona jeszcze nie wie. 

Wielu Amandru mieszka na wyspie, ze dwadzieścia chat, za każdym razem Yves trzykrotnie uderza pięścią w drzwi, formuła jest zawsze ta sama, łamie mu się głos: 

"Oznajmiam wam, że dziś wieczorem będzie proëlla u Soazic Amandru."  

A Soazic jeszcze krząta się w kuchni, dogląda kociołka obsypanego żarem, ustawia na stole drewniane miski. Ona jeszcze nie wie. 

Gdy już wszyscy zbiorą się na podwórku, dłuższą chwilę będą stać w ciemności. W oknie zarysuje się jej sylwetka, jeszcze pochyli się nad kołyską, jej usta poruszą się w rytm starej piosenki, a potem grand-père Yves trzykrotnie zapuka w szybę. Ona otworzy drzwi i tłum żałobników czarną falą zaleje izbę. Niepotrzebne jej będą słowa grand-père "Oznajmiam ci, że dziś wieczorem proëlla jest u ciebie". Nagle zda sobie sprawę, że zawsze, przecież zawsze wiedziała, że tak naprawdę jest i zawsze będzie całkiem sama. Zanoszące się płaczem kobiety uprzątną miski, rozłożą biały obrus i pobłogosławią go gałązką bukszpanu zanurzoną w święconej wodzie. Tak właśnie przygotowuje się miejsce dla proëlli, małego krzyżyka wyrzeźbionego z wosku, bielutkiego, jak jego ciało, którego nie odnaleziono. I będą się modlić i śpiewać, jakby znowu tu był: ten, którego nigdy tu nie było. 

Jutro rano do drzwi zastuka ksiądz, mężczyźni poniosą krzyżyk na ramionach do kościoła, każdy po kolei, uginając się pod ciężarem, jakby to naprawdę była trumna. Czarny orszak wypełni ulice Lampaul teatralnym zawodzeniem, rozedrgają się dzwony. Po mszy proëlla dołączy do setek innych kruchych krzyżyków w specjalnej cmentarnej kaplicy. Jako dowód śmierci na morzu, na którą przecież nie ma żadnego dowodu. 

Tymczasem ona jeszcze nie wie i wracając do domu wąską ścieżką na krawędzi klifu po raz kolejny odpędza myśl, że gdyby tak skoczyć w dół, w ten mglisty ocean oczekiwania, to może z ramion wyrosłyby skrzydła. 


1 komentarz :